czwartek, 31 grudnia 2015

Salamander

Salamander
Browar Stu Mostów
Styl: Black IPA




Szykowałem się na Lubelskich Targach Piw Rzemieślniczych na Hoppy Violet Potato Lagera ze Stu Mostów, ale oczywiście kiedy sobie o nim przypomniałem w trakcie pierwszego dnia imprezy, to już się skończył jak Mourinho w Chelsea. Zamiast piwa z ziemniakiem wziąłem zatem piwo z czarną jaszczurką, myślę, że też nie najgorzej pod względem dziwności. Uwielbiam te etykietki, na których w składzie widnieje "chmiel i drożdże". Uwielbiam oczywiście z przekąsem. To taka wielka tajemnica, naprawdę, czym nachmieliliście? I tak jak już będę dużym piwowarem domowym to zrobię lepsze. Chociaż to też niezłe. Z butelczyny pachnie ładnie żywicą, cytrusami oraz leciutko czekoladą - słód pszeniczny czekoladowy. Owy ancymon zapewnia również gładkość w piwie. Do szkła wlatuje gruby niczym Ryszard Kalisz na diecie poselskiej kożuch z piany, gęściutki i efektowny. W trakcie picia pozostawia delikatny pierścień na powierzchni, jest dobrze pod względem pienistości. Płyn oczywiście nieprzejrzyście czarny, żadnych refleksów. Ze szkła cały czas mocna żywica, cytrusy oraz lekka czekolada i paloność. W smaku przyjemne, średnie chmielenie. Dużo żywicy. mniej cytrusów. Nie demoluje kubków smakowych, pijalnie gorzki finisz 68 IBU. Kiedy patrzę na piwo, to mam wrażenie, że goryczka pochodzi w pewnym mniejszym stopniu od paloności, a w pozostałej części z chmielu. Zamykając oczy jednak mam wrażenie, że to sam chmiel i leśno-żywiczna gorycz. Udana, należy oddać gadowi to co jaszczurcze. Krótka, przyjemna, nie ściąga. Poprawna czarna IPA, choć faworytem w stylu raczej wciąż Hopus Pokus z Pinty.

wtorek, 29 grudnia 2015

Imperial Stout

Imperial Stout
Browar: Tenczynek




Trochę się bałem zawartości, słyszałem, że wcześniejszy milk stout z Tenczynka był ok, ale od razu RIS? Jednak się nie zawiodłem. Bardzo dobre piwo, dobry RIS, oczywiście bez jakichś fajerwerków sylwestrowych, ale poprawny i smaczny.Bez żadnych przeszkadzających wad. Kolor czarny nieprzejrzysty, piana śliczna, jasnobrązowa, drobnopęcherzykowa, mogłaby być obfitsza. Ładnie oblepia szkło. Pachnie mocno, czekoloadowo, kawowo, raczej w stronę słodkawą, czekoladek z likierem albo pralinami lekko. Jest aksamitne i (za)jedwabiste, chociaż oleistym bym go nie nazwał. To ciekawe, bowiem są słody pszeniczne i żytni. 24% ekstraktu. W smaku więcej paloności, ostrzejszy niż w zapachu. Gorzkawy, trochę od paloności, a trochę nawet od chmieli, Magnum i Sybill. Fajnie, że dało się je chwilami wyczuć. Piwo dobrze zbalansowane i ułożone. 9% alkoholu niewyczuwalne, a bardzo przyjmemnie rozgrzewa. Cały czas podczas degustacji przewija się lekki likierowy aromat, dodaje uroku, jest fajnie kontrowany przez goryczkę. Podsumowując, dużo lepiej smakuje niż wygląda, bo brzydkie i słabo przyklejone etykiety eufemistycznie mówiąc nie zachęcają do sięgnięcia po imperialny stout z Tenczynka.

sobota, 26 grudnia 2015

Forbidden Planet

Forbidden Planet
Browar: Raduga
Styl: Imperial IPA




Kolejna imperialna IPA po 400! z Pracowni. Nie unikniemy porównań, oj nie. Raduga zaserwowała nam piwo z pseudo Dalekiem na etykietce, więc jako fan Doktora Who jestem kontent. Poza robotem z kosmosu zaserwowali 115 IBU,.więc jestem mocno zaciekawion. Z buteleczki ładny aromat, są amerykańskie chmiele, cytrusy, egzotyka, leciutka żywica. Nawet żyto przez moment, które tutaj także zostało wykorzystane w zasypie. Faktura tego nie potwierdza, po przelaniu do szkła piwo okazuje się być raczej klarowne i przejrzyste. Słód żytni i pszeniczny w wyglądzie nie za bardzo obecny. Barwa raczej jasny bursztyn, piana raczej zdecydowanie niewielka, choć okej. W smaku na początku chmielenie wychodzi słabo, mało efektownie. Jak mawia zupełnie nieznany piwny vloger (Piwne Degustacje, naj****owszy kanał na jutube) - "Jest p- p- p- pierdolnięcie goryczki". I to autentyczne pierdolnięcie, takie z gatunku tych trzycyfrowych wartości IBU. Jednocześnie przyjemna mimo swojej mocy, nie zalega i nie szczypie. Przyćmiewa jednak resztę piwnych doznań, szczególnie efektów chmielenia na aromat ciężko się doszukać. W miarę picia może nutki żywiczne dało się odnaleźć. I to nie po jednej nutce jak u Roberta Janowskiego. Za to coraz bardziej można było wyczuć słód karmelowy który próbował nawiązać walkę z goryczką, ale to raczej pojedynek San Marino z Polską w eliminacjach do Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Strzelili nam bramkę ponieważ jak wiadomo, w Europie nie ma już słabych drużyn. Ale stracili pięć. Momentami nawet pojawiało się żyto, ale to bardzo nieśmiało. Mimo tego spłaszczenia piwo bardzo przyjemne dzięki swojej ekstremalności. Ale! Do 400! nie umywa się w żaden sposób. IIPA z Pracowni gra w zupełnie innej lidze kraftu, w Ekstraklasie. Forbidden Planet to wciąż Pierwsza Liga, chociaż górne rejony tabeli.

niedziela, 20 grudnia 2015

Deer Beard

Deer Beard
Browar: Deer Bear & Wąsosz
Styl: Rye IPA




Pierwsze piwko z nowego browaru Deer Bear. Muszę od razu zauważyć, że fajna nazwa, a jeszcze lepsza etykieta. Szata graficzna w tym piwie mnie urzekła. Oby tak dalej, nie mogę się doczekać kolejnych produkcji. Niby klasyczne żytnie IPA, ale jednak podrasowane sosną oraz skórką pomarańczy, więc śmieszne. Piwko w miarę klarowne, czysty bursztyn z refleksami. Piana ładnie oblepia szkło i nieźle współpracuje z ruchem ręki. Wysycenie niskie. Z butelki oporowo buchnęło skórką pomarańczy, za nią umarkowanie oddały cytrusy. Zapach określiłbym jako "1/3 do witbiera", brakuje tylko belgijskich fenoli oraz kolendry. Po przelaniu do szkła zapach wzbogacają nuty sosnowo - żywiczne, oraz szczególnie po zamieszaniu mocna żytani słodowość. Fajnie się pieni przy tym, piana tworzy gęsty kożuch przez który przyjemnie się przebija jak przez błon... oczywiście przez korki na mieście. Z kolei smak również z tych złożonych i zbalansowanych. Mocno wychodzi żywiczność, cytrusy nieśmiało się za nią schowały. Nadal jednak dominuje wśród nich skórka pomarańczy. Do tego przyjemna słodowość wnosząca do piwa aksamitność oraz pełność. 15% ekstraktu, więc może już  być i pełne. Alkohol dobrze schowany. Finisz jak przystało na styl średni w kierunku wysokiego, mocne 70 IBU. Goryczka bardziej z gatunku tych żywicznych i nieco zalega. Ale nie czepiam się, jest okejka. Udany debiut i przyjemne piwko. Jakby nie napisali o tej sośnie, to bym się raczej jej nie doszukał. Najprawdopodobniej najbardziej wychodzi w smaku. Ciekawe z resztą jak wyglądało jej aplikowanie. Koledzy zbierali spady - igły? Chociaż faktycznie w miarę postępującego procesu spożywania tego trunku coraz bardziej można się poczuć niczym gdzieś na jakiejś małej polance pośród lasu iglastego, gdzie taki właśnie brodatowąsaty napakowany Pan Jeleń rąbie drzewa na opał do swojej jelonkowej chatki w której czeka już Pani Jeleń z cieplutki żłobem. Skórka pomarańczy jak najbardziej też zadziałała, i to raczej na plus., szczególnie w aromacie.

P.S. Sosna była dodawana w trzech postaciach: igieł, kory i soku (jeśli dobrze pamiętam, czasem warto pooglądać filmiki o piwie na jutube).

czwartek, 17 grudnia 2015

Szybkie piwko #5

Kapitan Drake
Browar: Setka
Styl: Mojito gose



Gęste jak kisiel. Pszeniczne jak pszczoły. Słone jak sól morska. Limonkowe jak modżajto dla mojej świni. Kolendrowo-ziołowe jak witbier.Kwaśne jak heidelberski zakwaszający. Trochę Mosaica jak wszędzie dziś. Zabijcie mnie, więcej nie pamiętam, chociaż dobre!


Manitou
Browar: Kraftwerk
Styl: India pale ale








Bardziej niż India to Indian. Kaj żeś kopoł? Brodaczowąsacze z Kraftwerku dokopali się do rezerwatu Czerwonych Twarzy i strzelili po teku. Piwko ślicznie wygląda, brzoskwiniowy kolor, piana w normie. Zmętnione - słody pszeniczne, choć raczej przejrzystei refeleksujące. Pachnie też ładnie. wywąchałem Citrę - cytrusy i sporo żywicy - Simcoe, Ahtanum.Potwierdzenie w smaku nastąpiło szybko i intensywnie, szczególnie jeśli chodzi o żywiczność. Słodowe, nie wytrawne. Sporo dają słody karmelowe, jest słodkawo. W trakcie picia ujawniła się także brzoskwinia/mango & marakuja - chmiel Galaxy. In minus zagrała niestety goryczka - bardziej żywiczna niż owocowa, jednak lekko nieprzyjemna. Do tego mieszała się z dosyć wyczuwalną nutą alkoholową. Momentami irytująco grzało w przełyk, słabo ukryte procenty. Po 2/3 czułem się już pijany. Nie te lata, słaba głowa.

Iunga
Browar: Perun
Styl: Single hop pale ale




Lekcja poglądowa co daje polski chmiel Iunga w piwie? Dupy. Oczywiście zła odpowiedź, bo to porządny chmiel. Pachnie cytrusowo, szczególnie cytryną i pomarańczą, w tle noty żywiczne. W smaku na odwrót, mocna sosna, w tle skórki z cytryny i pomarańczy. Nawet średnią goryczkę można z niego wydobyć, więc jest nieźle. Naprawdę intensywna sosna.


Piece of cake
Browar: Trzech Kumpli
Styl: Session IPA




Fajne sesyjne IPA. Bardzo lubię i szanuję browar Trzech Kumpli od Blackcyla wypitego na festiwalu w warszawie, przez Pan i Pani wypite na festiwalu w Lublinie, do sesyjnej IPy wypitej w domu. Piwka generalnie charakteryzowały się bardzo dobrym chmieleniem. Z Blackcyla pamiętam świetny aromat, z Pan i Pani świetny smak. W Piece of cake również chmielenie kozak, jest ładnie cytrusowo, jabłkowo i papjowo w aromacie i w smaku (Equinox). Do tego mocno zmętnione, pszeniczne i pokaźny osad drożdżowy. Jednak zawsze musi być jakieś ale, tym razem to aftertaste, który mogę określić jako niezbyt przyjemny. Jest jakiś taki naftowo - mechaniczny, nie współgra w ogóle z tym co się dzieje w piwie wcześniej. Zalega i irytuje trochę.

środa, 16 grudnia 2015

Mandarin

Mandarin
Browar: Kingpin
Styl: American IPA



Najlepsze polskie AIPA anno domini 2015 w Poznaniu. Chcąc zweryfikować ten werdykt natychmaist zakupiłem piwo i zdegustowałem. Ciężko mi być obiektywnym, ponieważ zaraz po przelaniu do szkła widocznego na zdjęciu wyszły totalnie jakieś dziwne aromaty, okazało się że było ono brudne mimo iż wyglądało na czyste, i waliło z niego niczym z porządnego gnojownika. Mam nadzieję że zachowam jednak wysoki standard blogerski i uda mi się właściwie ocenić trunek od Kingpina. Z butelki pachnie słodkimi owocami tropikalnymi oraz cytrusami, minimalnie gdzieś w tle schowana nuta trawowo-herbaciana. Po przelaniu do szkła (innego już niż teku z Dukli) wzrasta ilość owoców tropikalnych oraz cytrusów, słód żytni wprowadza także swój aromat, który w tym piwie kojarzy mi się z sosem sojowym, w tle przebija się jednak coś a la leciutki diacetyl. Smak to odzwierciedlenie zapachu, mocno owocowe i cytrusowe, brak jednak słodkawo-słodowych nut. Bardzo ładnie nachmielone. muszę oddać królowi co królewskie. Nowa Zelandia i Ameryka robią robotę. Efektownym finisz stanowi goryczka. Piwo samo w sobie jest raczej wytrawne i niesłodkie, do tego naprawdę wali tą goryczką. Określiłbym ją jako herbaciana, jak po wypiciu gorzkiej herbaty. Zostaje uczucie szczypania na jezyku, jest nieco ściągająca. Wysycenie średnie. Piana początkowo przyjemna, drobno i średniopęcherzykowa, szybko jednak mruży oczy jak Mandaryn z etykietki i znika, a trudno z nią dojść do konsensu wzbudzając w trakcie picia niczym z typową kłótliwą kobietą. Piwo bardzo dobre, mocne 8/10. Czy najlepsze? Nie wiem. W sumie to ja niewiele wiem, nie znam się na piwie tak naprawdę.

wtorek, 8 grudnia 2015

Enigma

Enigma
Browar Sertka & Browar Jana
Styl: American amber ale




Rozszyfrowanie Enigmy zmieniło losy świata. Czy dobre piwo też to potrafi? Chmielone Enigmą AAA kryje w sobie wiele aromatów. Czy uda Ci się je odszyfrować? Oczywiście, że tak, ja odszyfruję wszystko, a zwłaszcza Enigmę. Jeszcze szybciej niż Polacy, którzy zrobili to szybciej niż Sherlock Holmes w Grze Tajemnic. Piwko wygląda intrygująco - przejrzysta czerwień ala jasny brąz, trąci nieco jakimś pumpkin ale. Bursztynowe refleksy, wysoka klarowność i przejrzystość. Piana nieśmiała jak Dębowa Panienka #Dukla Jendak jeśli nad nią popracować, to piękna również jak Dębowa Panienka. Świetny przykład, że jak się popieści, to się... spieni. Śliczna, gęsta i drobnopęcherzykowa, aż żal, że w ogóle się nie utrzymuje. Pachnie równie intrygująco jak wygląda, są cytrusy i egzotyczne owocwe - Citra, Cenntenial, Enigma. Od Enigmy pochodzi również nuta czerwonej porzeczki, i coś co się za nią skrywa, a momentami uwydatnia - malina! Ciężko mi powiedzieć co daje Jaryllo, Internety piszą, że banana, gruszkę, cytrynę i lekką korzenność. Nic z tego moja droga maszyno szyfrująca, ja nic nie czuję, ale ja się przecież nie znam. Jesli do tej pory czułem się zaintrygowany, to napięcie pierdolnęło jak suspens u Hitchcocka przy spróbowaniu. Enigma bardzo wodnista jak na metalowy sprzęt, niewiele ciała. Jednocześnie leciutka słodkawość słodowa - słód Red X. Ciekawy specyfik. Nie dość, że ładnie zabarwił, to jeszcze wniósł coś do smaku. A to huncwot. #Pracownia Chmiele zaowocowały (dosłownie) w smaku czerwoną porzeczką, lekko maliną, grejpfrutem i inne typowe tropiki. Bardzo przyjemne. Z kolei goryczka początkowo była fajna, grejpfrutowa, to z czasem zaczęła nieco ściągąć jak pijanego kierowcę od jednej białej linii do drugiej. I zalega, niestety. Goryczka to jedyne, co się nie udało w tym piwie. Bo nie, nie napisze o tym. Nie napiszę i już. Nie napiszę, że momentami ta porzeczkowość przechodziłą w... Nie, nie zmusicie mnie. Nie dodam, że wtedy wydawało mi się, że czuję lekką kanalizę/kuwetę! Wcale a wcale! Dobre, ciekawe, innowacyjne i poszerzające horyzonty piwo. Na tym poprzestanę.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

400!

400!
Browar: Pracownia Piwa
Styl: Imperial IPA


18% ekstraktu, 8,2% woltów, Equinox i Mosaic, wow! Piłbym nawet jakbym musiał wcześniej wysprzątać całą halę po Lubelskich Targach Piw Rzemieślniczych. Jaram się jak znicz olimpijski. Ładna pianka szybko opada ale tworzy lekki kożuszek i efektownie osadza się na szkle. Głęboka, brązowa barwa wraz z jaśniejszymi, złotymi refleksami podkreślającymi zmętnienie. Świetny aromat grejpfruta, innych cytrusów, kwiatów spod którego wyziera nafta. W smaku słód owsiany zapewnia dobrą bazę jednocześnie nie wprowadzając charakterystycznej karmelowości. Przy okazji tworzy wrażenie aksamitności tego szlachetnego trunku. Chmielenie na smak przedniej jakości, to samo co w zapachu ale jeszcze intensywniej, mocniej, wyraziściej. Najlepsza jednak z tego wszystkiego jest goryczka. Gdyby nie to, co się dzieje na języku, to dalej bym nie wierzył w etykietkowe 100 IBU. Ale wierzę, ta IIPA ma rzeczywiście trzycyfrową wartość goryczki. Jednocześnie owa gorycz jest logiczna i spójną kontynuacją zapachu i smaku, można ją określić jako grejpfrutowo-naftową. Piwo absolutnie świetne, przy czym mocno karze śmiałków. Wypiłem dopiero połowę małej buteleczki, a już mi wystarcza. Chciałbym je przelać z powrotem do butelki i zakapslować. Jutro wziąć dwa kolejne łyki, pojutrze następne dwa, i tak dalej, dalej...
Goryczka równie mocna co szlachetna. Dodatkowo alkohol - prawilnie przypominam - 8,2% - przypominam! - jest n i e w y c z u w a l n y . Nie ma go i już. To znaczy jest, bo pewnie po trzech IIPAch z PP wygląda się jak obraz nędzy i rozpaczy. Boicie się? Jeśli się boicie to już jesteście niewolnikami. Idźcie po Carlsberga Limited Edition Gold w Biedrze. Jak można wyczytać na jego puszce, jest to wyjątkowe piwo, uważone jedynie z wody, słodu jęczmiennego i chmielu. Tak, bez drożdży. Zapodałbym pic related, ale niestety robione prostownicą do włosów i nieczytelne, więc wierzcie na słowo blogera.

sobota, 5 grudnia 2015

Silk Afro

Silk Afro
Browar Brodacz
Styl: Oatmeal stout




Pierwsze piwko od Browaru Brodacz, kiedyś miałem już od nich coś brać, ale zniechęciły mnie niepochlebne opinie w internetach. Chociaż biorąc pod uwagę poziom niektórych (żeby się nikt nie obraził) piwnych recenzji, to wręcz przeciwnie, powinno mnie to zachęcić, bo niektórzy eksperci mają nos i język i coś jeszcze w dupie. Jakkolwiek by to nie brzmiało, nie nawiązuje w tym momencie do homoseksualnych tajemnic alkowy, co się dzieje w czyjejś sypialni, zostaje w tej sypialni. Płynnie przechodząc od łózka do biurka nadmienię, że ten oto w zamyśle klasyczny stout owsiany okazał się klasycznym stoutem owsianym. Czarny jak gorzka czekolada, umiarkowana piana jako dyskretny i miły towarzysz degustacji. W trakcie gdzieś znika, ale z tęsknoty ją przywołuje.W butelce da się wywąchać lekkie nuty kwiatowo - korzenne od angielskich chmieli, choć oczywiście na pierwszym planie mocna paloność oraz czekolada. Po przelaniu do szkła paloność staje się jeszcze mocniejsza, giną raczej aromaty chmielowe. W smaku również dominuje paloność, generalnie to najbardziej charatkerystyczna cecha tego piwa, osiągnięta dzięki użyciu jęczmienia palonego. Poza tym przyjemne nuty czekoladowe. Na końcu niska goryczka, trochę od chmielu, trochę od paloności. Krótka i przyjemna. Stoucik przyjemnie się pije, jest aksamitny dzięki płatkom owsianym. Nie jest ulepkowaty, raczej wodnisty, to tylko 12% ekstraktu. Wieczór należy zaliczyć do udanych, a piwo do poprawnych i przyjemnych.

czwartek, 3 grudnia 2015

Lublin to Dublin

Lublin to Dublin
Browar: Pinta & O'Hara's
Styl: Robust milk stout






Krzepki stout mleczny, uwarzony w międzynarodowej kolaboracji przez Ziemowita z kolegami oraz irlandzki browar O'Hara's. Przyjemna dla oka, jasnobrązowa, dosyć gęsta, drobnopęcherzykowa piana. Przyjemna dla oka, absolutnie czarna barwa oraz nieprzejrzystość. Przyjemny dla nosa aromat z butelki, na pierwszy plan wychodzi kawa, lekka czekolada oraz leciutka mleczność, likierowość, po przelaniu do szkła można wyczuć więcej czekolady i własnie tej likierowości. Piana szybko znikła, co pozwoliło skupć się na kolejnych etapach degustacji. Przyjemny dla podniebienia smak, w którym dominuje kawa, czekolada, likierowość, a na aftertaste nuta anyżowa. Przyjemne dla języka wysycenie, niskie, a w zasadzie jego brak. Bardzo przyjemna dla ust aksamitność, gładkość, nie boję się tego napisać - oleistość. Tak, taka z gatunku tych RIS-owych, żaden tam dry stout. Pokaźna słodowość i pełność. Na specjalną uwagę zasługuje ten efekt likierowości osiągnięty poprzez uzycie laktozy. Mleko wychodzi w niewielkim stopniu tylko w zapachu, na początku. Podczas picia piwo sprawia wrażenie pełniejszego i mocniejszego niż w rzeczywistości jest (16% ekstraktu, 6% alkoholu). O chmieleniu Marynką oraz Lubelskim wspominam z czysto blogerskiego obowiązku, bowiem jego efekty chowają się głęboko i skutecznie nawet za leciutką nutą anyżową. Hell of good beer!

wtorek, 1 grudnia 2015

Cherry Milk Stout

Cherry Milk Stout
Browar: Amber




Napaliłem się na to piwko z serii Po Godzinach Ambera jak Wojtas na Solaris. Pewnie tęsknię jeszcze za Lublin to Dublin, tamten krzepki milk stout był pyszny, za każdym razem jak sobie go wspominam to lubieżnie oblizuję wargi. Później Glapa, czyli naćpana wrona też pokazała klasę, kwaskowość przyjemnie zaskoczyła. Więc nadzieje rozbudzone mocno, a w tej sytuacji wiadomo - albo można się zakochać, albo można się bardzo rozczarować. Co się okazało? Nic.
Z butelki zapachniało naprawdę nieźle. Mocna palonośc, która szybko uleciała ustępując kawie, mleczności oraz leciutkim wiśniom w tle. Zapowiada się dobrze, hurra! Po przelaniu widzimy bardzo ciemnobrązowy specyfik, niemalże czarny, nieprzejrzysty. Super obfita, bujna, biszkoptowa piana. Może nawet wpadająca lekko w odcienie wiśniowe. Albo to autosugestia. Trochę potowarzyszyła mi, jednak potem lekko zmazał się jej makijaż i wyszły większe pęcherzyki. Zupełnie jakbym wyrwał Mię Khalifę w klubie i poszedł z nią spać, a rano obudził się z Karyną spod trójki. Co gorzej, ze szkła zawaliło takim przesłodzonym karmelem, który zakrył wszystko. Uff, szybko zniknął, zupełnie jak paloność wcześniej. Spod karmelu wyłoniły się nuty przypalanej skórki od chleba, palonego zboża, lekka kawa oraz w tle wisienki. Laktozowość też, może być fajnie, moze być przyjemnie. I co? No i ch*j, no i cześć, jak to w tym filmie było. Wszystko w tym piwie niby jest, ale wszystko jest nijakie. Miał być palony jęczmień, jest ledwie palona nutka. Miała być laktoza, jest mocno zakamuflowana mleczność i likerowość. Na tym tle najlepiej wypadają wiśnie, nienachalnie, lekko kwaskowo zostają na języku. Przyjemnie, mogło być nieco mocniej, ale niech będzie i tak. Przede wszystkim, to nie jest kraft, tylko napój o smaku kraftu. Prawie 15% kestraktu, a niecałe 5% alkoholu? Fermentum mobile, no pliis... Co to jest za fermentacja. Bambo prośba. Murzynie upraszam. Plażo interpeluję. Ponadto, "piwo" jest mocno słodkie, wychodzi karmel. Przykrywa paloność, w zasadzie zostaje tylko wisienka i jej kwaskowość na aftertaste. Laktoza daje przyjemniejszy przepływ przez usta. Jednak to wciąż mało! Gdybym miał szukać kolejnego piwa, aby zachęcić kompletnego laika do kraftu to tak, ten stout byłby bardzo spoko. Tylko tak jak mówiłem, to raczej napój o smaku wiśniowego mlecznego stoutu. Ja wiem, że to Amber, i że nie należało się spodziewać światowego kraftu na kiju. Ja to wszystko wiem. No ale kur...
Czy to, że się tego stoucika bardzo dobrze pije, to moje guilty pleasure...? Chyba tak. To idę dokończyć.

czwartek, 26 listopada 2015

Cherry Lady

Cherry Lady
Browar na Jurze
Styl: Cherry sour ale




Kolejny kwasiżur który w naturalny sposób od razu prosi się o porównania do Kwasu Gamma od Pinty. Kolor znacznie ciemniejszy niż dzieło Pinciarzy, buraczany rzekłbym nawet. Oczywiście również z różowymi refleksami, również przejrzysty, choć troszkę mniej. Wysycenie raczej niskie. W zapachu z butelki na pierwszym planie pododbna mocna nutka kwaszonej kapusty, w tle wiśnie. Po przelaniu już nie tak intensywnie kapuchowe jak Kwas Gamma. Po weryfikacji kiszonka zmienia się w lekkie aromaty kefirowe - więc te słynne bakterie kwasu mlekowego - lactobacillus helveticus. Więcej wiśni. No to chlup. Fajnie, intensywnie wiśniowo, cierpko i kwaśnie, w żaden sposób nie słodko. Kwaśność nie jest jednak taka właśnie kapuściana, ale cierpko - owocowa. Sok wyciśnięty z wiśni ładnie wzbogaca profil smakowy. Amarillo nie czuć wcale a wcale, w sumie może to i dobrze. Jest też stosunkowo sporo więcej ciała, bardziej słodowy i treściwy ten nasz rudzielec.W składzie wymieniono karmel jasny, a więc mamy cię jak u Szymona Majewskiego. Nie zaburza on jednak tego cierpko-owocowego profilu, przyjemnie współgra z wiśniowością. Momentami miałem na języku wrażenie cynamonu. Wydaje mi się, że może wiązać się to z "tym uczuciem, gdy" je się szarlotkę, gdzie podkład i białko na górze są słodkie, a jabłka posypane nomen omen cynamonem lekko kwaskowe. Być może mój organizm będąc oszukanym na zasadzie skojarzenia wysyła mi taki sygnał. Goryczki brak, co nie jest oczywiście żadną wadą. Fajne, rześkie, świeże piwko. Podobno jak rude to wredne, ale to nie prawda.  

niedziela, 22 listopada 2015

Szybkie piwko #4

American Amber Ale
Browar: Wreżel



Niedobre. Mokry karton. Wiem, że coś jeszcze mi w nim nie grało, ale że nie zapisałem, to nie pamiętam już. Dziwny ten mokry karton, czyżby było odstawiane do fermentacji i leżakowania ze sporymi wahaniami temperatury? Ogólnie na Wrężlu się coraz bardziej rozczarowuję. Chociaż muszę przyznać, że spadają z wysokiego konia, bo ich pierwsze piwko jakie piłem - AIPA - było świetne.


Mera IPA
Browar: Artezan
Styl: AIPA



Kolejna amerykańska wariacja stylu IPA. Egzemplarz w wykonaniu Artezana charakteryzuje się największą wytrawnością, oraz bardzo mocnym aromatem cytrusów, oraz mango. Świetnie w stylu, bardzoe dobre piwo. Ogólny ranking AIPy z ostaniego okresu:
1. Kormoran - AIPA
2. Mera IPA - Artezan
3. Chuck - Solipiwko
Choć każdy dobry, żadne podrabiańce.

Kejter
Browar: Szałpiw
Styl: American Amber Ale?



Na IPA/APA za bardzo to słodowe i ciężkawe, więc chyba AAA. Jest EL Dorado, więc są słodkawe owoce (gruszka, brzoskwinia) oprócz cytrusów i lekkiej żywicy. Ale niestety też odczuwałem, że to piwo jest jakieś takie... białkowe. Jakby nie było zrobionej odpowiedniej przerwy białkowej podczas warzenia. Choć oczywiście nic w nim nie pływa, ale miałem ten niezbyt przyjemny posmak w ustach.


Blackcyl
Browar: Trzech Kumpli
Styl: Black IPA





Niby black IPA, ale jednak bardziej jak session black IPA. Streasznie pijalne, żeby nie powiedzieć lekkie. Cudowny aromat, chmielenie na zimno to jest to, Wilk na mikrofonie to jest to, coco jumbo to jest to, peeroesteo to jest to..

czwartek, 19 listopada 2015

This is Kraft Bitch!

This is Kraft Bitch!
Browar: Wąsosz & Kraftwerk
Styl: Smoked american schwarzbier



Kooperacyjna inicjatywa Wąsatych Chłopców zaowocowała ich nowatorską interpretacją klasycznego niemieckiego schwarzbiera. Nie dość że nachmielili go po amerykańsku, to jeszcze ma być wędzony torfem. W zapachu cytrusy Chinook, Columbus, paloność, troszkę czekolady. Po przelaniu do najbardziej odświętnego szkła w kolekcji (KTÓRE NOMEN OMEN NIEDŁUGO PÓŹNIEJ STŁUKŁEM) więcej świeżych iglaków i żywicy, z czasem również coraz więcej lekkiej wędzonki. Czarne jak serce Snoop Dogga, brak refleksów. Fajna, obfita, jasnobrązowa i drobnopęcherzykowa piana. Smak złożony: paloność, lekko palona skórka chleba, lekko gorzka czekolada. Jest lekka wędzonka, ciężko mi ją nazwać torfową, torfowość chya jest nieco przykryta przez paloność. Na kontrze owocowa amerykańska goryczka. Niska w kierunku średniej, przyjemna i krótka. Leżakowane z płatkami dębowymi po koniaku, czym się szczycą na etykiecie Wąsaci Chłopcy. Nie czuć tego koniaku jak np. potężne ciosy młotkowe rumu w Havana stoucie z Pinty. Piwko ogólnie dosyć aksamitne, słody pszeniczne + płatki dębowe, udany balans między słodowością a wytrawnością.
Podsumowując (za)mocno palone, za mało wędzone, koniaku brak. Chmielenie dobrze wyszło, i na smak i na aromat. Generalnie okej ale nie urwało mi niczego, dalej siedzę na odwłoku.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Pourodzinowo

Czy warto mieć urodziny? Tak, warto.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję za miły wieczór no i oczywiście prezenty!


czwartek, 12 listopada 2015

Warszawski Festiwal Piwa (15-17.10.2015)

Z racji 50 posta o piwie (tak tak to już!) nie pozostaje mi nic innego niż wystrzelić z grubej rury i skreślić parę słów co za przygody spotkały mnie ostatnio w Warszawie, podczas mojego drugiego, a ogólnie już trzeciego Warszawskiego Festiwalu Piwa na stadionie Legii.

Będąc zmuszony do zdecydowania się na jeden dzień postanowiłem wybrać ostatni, czyli sobotę. Owy dzionek ogólnie wyglądał dosyć dziwnie, ale trzeba przyznać, że spięła go bardzo ładna klamra kompozycyjna, bowiem wstałem o 3, pojechałem ostatnim nocnym na dworzec pks a następnie Polskim Busem do WWA, by wrócić również Polskim Busem wieczorem, wysiąść w Lublinie koło pierwszej i wrócić do domu (jakże by inaczej) nocnym. Co pomiędzy? Warszafka przywitała mnie oczywiście paskudną pogodą, zimno i nieprzyjemnie, w dodatku z nieba wciąż sączył się ciekły potok, niestety nie piwa. Ogólnie to pogoda niczym w pierwszym Max Paynie. Rany co to była za gra, Radek Pazura, komisarz Jim Bravura... Ale wróćmy do głównego dania. Także ten, spacer po stolycy nie należał do przyjemnych. Jeszcze jak na złość kasy otworzyli jakieś pół godziny po czasie, także: -5 pkt dla organizatorów rzecze profesor Snape. Jako że samą miejscówkę miałem już obcykaną po poprzednim festiwalu, to poruszałem się z kocią gracją. Co prawda nie wszyscy wystawcy byli jeszcze dobrze rozłożeni, ale ja już wprawnym okiem dokonujac pierwszego rozpoznania fachowo wyceniłem dostępne do nabycia szkła. W mojej kalkulacji estetyczno-finansowej wygrało teku z browaru Dukla, ktróre towarzyszło mi calutki późniejszy dzionek i świetnie się spisało. Wspaniały towarzysz, na którego w każdej chwili mogłem liczyć, który w dodatku nie zadawał mi żadnych głupich pytań, prawdziwy skarb. Później już w zasadzie stała rutyna: 0,3l piwa -> kibel -> płukanie szkła -> 0,3l uzupełniania wody w organiźmie. I tak od 12 do 20. Czasami jeszcze oczywiście wchodziłem w jakieś interakcje z otoczeniem, ale nie przypominam sobie żadnych wartych odnotowania sytuacji z innymi bohaterami w roli głównej niż piwa. Oczywiście jest możliwość, że takowe sytuacje były, tylko moja pamięć szwankuje z powodu skrajnego upojenia alkoholowego. Przyznaję, że podczas powrotu autobusem ze stadionu na Polskiego Busa czułem się mocno rozchwiany (emocjonalnie!), a w głowie wciąż nuciłem sparafrazowany cut z jednego z utworów znanego rapera Taco Bell Hemingway "ostatnia stacja - Metro Wilanowska". Żeby nie przegapić.
Jasne, przesadzam, ale tylko troszczeczkę.

A jak browary? Organizatorzy obiecywali obecność dobrych piw większą niż zazwyczaj. Zapewne tak było, niestety nie ostatniego dnia. Te najlepsze rzeczy na które się nastawiałem skończyły się wcześniej, i to pewnie jeszcze w czwartek. Jednak nie mam zamaru narzekać po polackiemu, bo bawiłem się setnie. Setnie. Jak browar Setka i jego mojito gose, które zalałem do pełna do litrowej butelki po BePowerze. Całe szczęście na bieżąco robiłem notatki w telefonie na temat obecnie pitych piwek, więc postaram się streścić subiektywnie najważniejsze i najciekwsze wnioski

1) Szalony Alchemik
Browar: Dukla
Styl: AIPA





Trzeba było coś odrazu nalać, jak się kupiło szkło, prawda? Bursztynowe, piana gęsta w wuj (pisownia oryginalna z notki w telefonie), mocno oblepia szklankę i długo się utrzymuje, mocny aromat Cascadee'a i Citry, bardzo owocowe i fosyć gorzkie - krótka goryczka, raczej pełne słodowe, niskowysycone. 4/6 w stylu, + za pianę.

2) Yeti
Browar: Bednary
Styl: Multigroin IPA



Bardzo gęste, nieprzejrzyste, mętne, żółte, trochę jak sok pomarańczowy, pachnie cytrusami i słodowością zbożową, ryżem, żytem, prosem, sorgiem czy innym ch...oholerstwem. Mega aksamitne, cytrusowe, czuć pszenicę również.Świetna owocowa goryczka z akcentami gorzkiej pomarańczy, umiarkowanie długa, ale nie męcząca. Przyjemniejsza niż ta od Dukli, tam pod koniec zrobiła się męcząca. Cudowna i gęsta piana, niczym maseczka na wąsy cały czas utrzymuje się na szkle. Po ogrzaniu jeszcze więcej zbożowości (jeśli to możliwe) oraz pojawiły się mandarynki.

3) Piotrek z Bagien
Browar: Jan Olbracht
Styl: Pumpkin Ale



Miedziane refleksy, piana paskudna, wielkie pęcherzyki i mało obfita. W zapachu Belgia - belgijskie drożdże? Słodkawość, może i dynia, jak dla mnie generalnie biszkopty jak w belgian ale.Nie, jednak \faktycznie jest dynia. Wysycenie średnie, goryczka #0 IBU, coś tam wrzucili na chmielenie. W pewnym momencie trąciło migdałem. Nuta alkoholowa wyczuwalna, bardzo wodniste. Po wzbudzeniu p[iany i aromatu walnęło warzywem - dms? Ogólnie bardzo słabo.

4) Lindemans kriek
Styl: Lambic



Przejrzyste, czerwone, refleksy miedziane. Cudowna, mega różowa piana. W zaoachu lody śmietankowo-wiśniowe, ale bardziej intensywne, później pojawia się coś a la migdał. W smaku intensywna wiśnia, z jednej stronyu cierpka i kwaskowa, jednak na aftertaste - owocowa słodycz niczym czereśnia. Złożone, piękne, cudowne, świetne, zaskakujące i intrygujące. Najlepsze piwo, zakochałem się.

5) Kwas Gamma
Browar: Pinta
Styl: Sour ale with cherry



Kolorczerwonego grapefruita, totalnie wodniste, nieprzejrzyste. Pachnie leciutko wiśnią, głównie kiszone ogórki, lekko ocet. W smaku kwasiżur, kwaskowości najblizej do tej z kiszonej kapusty, w tle cierpkość i wiśnie. Przeciętne, jednak dobrzeodkwasiło po słodyczy Lindemansa. Zabawne kropeczki piany zostawały na ściankach szkła.

6) Ynteligent
Browar: Lubrow
Styl: Beetroot pale ale



Czerwono ciemne, bordowe, niewielkie refleksy, piana podobnie różowa do Lindemansa, ale mniej obfita, nieprzejrzyste. Pachnie buraczano - ziemiście, jak świeży, brudny, nieoskrobany burak. Smakuje cierpko, ziemiście, buraczanie, niemal żelaziście. Podczas picia miałem wrażenie, jakbym grzebał rękami w ziemi i miał zaraz nabawić się tężca. Raczej wodniste mimo uczucia pełności w ustach, zero wysycenia. Coś tam gra w tle na goryczce, ale nie ma to żadnego znaczenia. Ogólnie bardzo fajne.

7) Tawhaki
Browar: Widawa
Styl: Oceanic pale ale



Żólte, słomkowozółte, zmętnione, pszeniczne, ładna lecz niesmiała piana. Wyważony balans między słodowością a wytrawnością ze wskazaniem na słodowść. Aromat: owoce egzotyczne, ziemistość/oleistość, orzechy laskowe, włoskie. W smaku lekkie orzeźwienie owoców kontruje goryczka i oleistość orzechów. Goryczka średnia w kierunku wysokiej przez te orzechy. Męczy trochę pod koniec, mimo iż dobre. Goryczka nieco zalega.

8) Panakeja
Browar: Olimp
Styl: Earl grey IPA

To nie jest zdecydowanie mój styl.

9) Buena Vista Brown
Browar: Piwne Podziemie
Styl: Esspresso brown ale

Brak piany, esspresso jak cukierki - kopiko, lekka wanilia. Przyjemne, sesyjnie lekkie i pijalne.

10) Havana Stout
Browar: Pnta
Styl: Tropical foreign extra stout


Czarny, rubinowe refleksy (stout?). Piana - litości... Chociaż gdy nad nią popracować, to ładna i biszkoptowa. Balansuje w kierunku wytrawności. Pachnie mocno kawą i przyjemnie cytrusami. W smaku intensywnie kawowe, palone a jednocześnie dobrze nachmielone po amerykańsku, świetne tropikalne owoc. Tu musi byc coś więcej. Na miejscu w Warszawie albo nie wiedziałem, abo zapomniałem o jeszcze jednym dodatku, ale bezbłędnie go wychwyciłem, bo zapisałem sobie mniej więcej coś takiego: "Tu musi być coś więcej. Jakiś kop w postaci leżakowania w jakimś fajnym drewnie. Rum? Wali trochę. Kopie, targa, ale bardzo przyjemnie. W sumie to nawet lekko słodawe na pierwszym planie, paloność i goryczka na aftertaste. Goryczka mega owocowa. Super piwko."

11) Gold digga
Browar: Piwne Podziemie
Styl: West Coast IPA

Bardzo wytrawna IPA. Bursztynowa jasna, z żółtymi refleksami, klarowna i wodnista. Piana żenująca. Aromat mocno cytrusowy - grejpfrut, mango, marakuja. Lekka żywica. Smak mocno cytrusowy, mocne mango i wysoka goryczka, 90+ IBU jak nic. Długa, ale owocowa i przyjemna. Skłania do sięgnięcia po następny łyk, i kolejny, i jeszcze jeden. Mocniejsza i bardziej wytrawna niż Mera IPA. Cały czas to samo mimo ogrzewania, cytując klasyka na początku i na końcu smakuje ciągle tak samo, czyli wyśmienicie.

12) Double Hops, Death and Taxes
Browar: Piwne Podziemie
Styl: Spanish cedar aged imperial black IPA




O tym piwku niestety niewiele mogę już powiedzieć z perspektywy czasu, a w telefonie zanotowałem sobie mniej więcej tak: "W ku*** mocne i w ku*** takie jakie powinno być IBIPA, wszystko się zgadza".


***


I to by było na tyle. Aż mi się łezka w oku zakręciła, kiedy pisząc sobie to wszystko przypominałem. Tyle dobrości naraz... Myślę że ta relacja to godne uczczenie 50 notki na blogu. Pozdrawiam.
Zostawiam was z moim niezwykłym odkryciem: już wiem co piłby dzisiaj Kazimierz Deyna, gdyby żył.


niedziela, 8 listopada 2015

Pierredoła z Gądek

Pierredoła z Gądek
Browar: Szałpiw
Styl: Tmavé




Zaskakująco smakowicie! Warto wytłuszczyć najpierw, co to za styl. Tmavé, czyli bohemskie ciemne, czeski styl. Ciemne, słodowe, kawowe, czekoladowe, słodkawe. Nie tylko w założeniu, ale i w dzisiejszej butelce. Piękna jasnobrązowa, obfita piana. Czarne, z opalizującymi refleksami pod światło. Klarowne, wysycenie niskie. Pachnie czekoladą, kawą, lekko czeskim chmielem - Zatecki. Praktycznie w ogóle nie czuć żadnej paloności, mimo użytego słodu palonego w zasypie. W smaku wiernie odwzorowuje się aromat, jest kawowo, czekoladowo, lekko słodkawo, słodowo. Na finiszu można odnaleźć nawet goryczkę, charakterystyczną chmielową, a nie taką od słodów palonych. Oczywiście niska i krótka, niczym kariera sejmowa Pana Januża Korwin Mikkego. Wszystko to składa się na mega pijalny efekt. I to piszę na prawdę "mega". Gładkie, aksamitne, wodniste, przyjemnie rozlewające się w ustach, Nie chce się w ogóle odstawiać szkła od warg. Biorąc pod uwagę kolor, to wchodzi jak wungiel na typowym śląskim obiedzie. Świetny przykład tego, iż można się cieszyć w sumie... niczym specjalnym. Ale dobrym niczym specjalnym. Zauważyłem też pewną ciekawą rzecz, mianowicie podobieństwo do black ipa, a konkretnie do jednego z wyznaczników tego stylu, konkretnie do tego, że kiedy pije się black ipa z zamkniętymi oczami to można sobie pomyślec, że pije się piwo jasne. Tak jest również w przypadku Pierredoły. Kiedy zamknąłem oczy, rozmarzyłem się, i po chwili doszedłem do wniosku, że dobre to jasne piwo, fajnie smakuje czekoladą i kawą jak na jasne!

P.S. Zachwyty zachwytami, ale w sumie na spokojnie obiektywnie patrząc to jest bardziej wyrazisty i ładniejszy wizualnie (z drobnymi innymi różnicami oczywiście, ale to nie ważne) Belfast. A rachunek ekonomiczny w kraju Tysiaca Cebul mówi, że jeśli możesz mieć coś troszkę gorszego,. ale wciąż dobrego za 4zł, lub coś ciut lepszego za 8zł, to weź lepiej dwa te pierwsze cosie.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Last Cut

Last Cut
Browar: AleBrowar
Styl: American golden ale




Na początku stanąłem przed nie lada zagwozdką: czym różni się golden ale od pale ale? Tak na zdrowy rozum po pierwsze kolorem (thank u captain obvious), złote będzie ciemniejsze, po drugie ekstraktem, blade będzie go miało mniej. Jest to potwierdzone info, Last Cut po organoleptycznym teście spełnia oba te warunki. Słody pale ale, pszeniczne, caramunich, caraamber i carared tworzą fajny, intensywny ciemnozłoty kolor. Z kolei ekstraktu mamy aż 18%, co skutkuje ponad 7% woltażem. To już umiarkowanie nieźle na skali największego piwnego znawcy, pana Wiesława W. Poza tym demoniczny golibroda z AleBrowar street jest przejrzysty i średniowysycony w kierunku niskim. Z butelki pachnie mocno żywicznie, ale w ten słodkawo - syropowy sposób. Po przelaniu do szkła na pierwszy plan wysuwają się słodziutkie brzoskwinki i mango. Piana obfita szybko znikła, choć mocno chwyta się brzegów szkła i nie chce puszczać. W smaku Sweeney Todd prezentuje słodki mix owoców które wyczuwałem w aromacie (chmielenie na zimno) oraz żywicy. Jest całkiem treściwie dzięki wysokoprocentowemu ekstraktowi oraz użytemu w warzeniu Cukierowi, Markowi Cukierbergowi. Na kontrze ipowa goryczka 60 IBU. Średnia w kierunku wysokiej, ale przyjemna odmiana po wcześniejszych słodkościach. Trochę zalega. Niestety nie jest tak różowo, a może złoto jak powinienem powiedzieć, bowiem nuty alkoholowe są dosyć mocno wyczuwalne. Zdarzyło mi się też momentami, że do noska wpadły fałszywe nutki warzywne oraz maślane, ale tego nie jestem pewien na stówę. O występowaniu DMSów i diacetylu wiem mniej więcej tyle, ile Hitler wiedział o holokauście. Za to nuty alkoholowe występują częściej niż psychofanki na koncertach Taco Bell Hemingway.

P.S. Jednak DMS mocno. Śmierdzi gotowanym warzywem niczym w East Coast IPA z Greene Kinga. Bardzo dobre piwo 2/10.

piątek, 30 października 2015

Czarna Wołga

Czarna Wołga
Browar: Artezan
Styl: Oatmeal stout




Legalna Moskwa, nad Czarną Wołgą mi się śni. Codziennie w radiu prześladuje mnie ten utwór muzyczny, więc nie mogłem się oprzeć, kiedy pani ekspedientka specjalnie dla mnie wyjęła spod lady świeżutki egzemplarz stoutu z płatkami owsianymi z Artezana. Standardowo, jak w każdym przypadku zetknięcia się z dziełem tego zacnego browaru, nie znamy pełnego składu. Z etykietki odwiedziałem się, że (poza oczywiście płatkami owsianymi) mamy tu do czynienia z trzema różnymi słodami palonymi. Rzeczywiście, coś w tym może być. Stout pachnie bardzo mocną palonością, palony jęczmień, intensywna kawa, czekolada. Bardzo mocno, czarno. Czarno jak na Groove Street. Absolutny brak piany oczywiście, ale gdy ją wymuśić, to biszkoptowa i ładna, szkoda tylko że tak szybko znika. Choć oczywiście rozumiem, że w stoutach nie o pianę chodzi. Tak na prawdę, to żeby w jakimkolwiek piwie chodziło o pianę... Nieważne. W smaku piwo lekkie, biorąc pod uwagę oczywiście konsystencję. Dosyć lekkie, mało ciała, 14% ekstraktu, wodniste. Alkohol zupełnie schowany, co nie było trudne przy 5,5% woltażu. Płynnie przechodząc do słodów, to jednak piwo ciężkie. Mocno palone, aromaty te same co w zapachu. W trakcie picia, zarówno nosem jak i kubkami smakowymi mocniej wyczuwamy lekką wędzonkę, która jednocześnie nadaje minimalnie kwaskowy posmak. Wędzoność czyni ten stout bardziej pijalnym, nie jest dzięki niej taki ostry i palony. Pomagają też płatki owsiane, każdy łyk aksamitnie rozlewa się po jamie ustnej. Pijalny, dobry z plusem.

poniedziałek, 19 października 2015

Underwater

Underwater
Browar: Raduga
Styl: American Saisson




Jak sama nazwa wskazuje, american saisson, czyli klasyczny belgijski styl. Oczywiście w interpretacji Radugi, bo przedrostek 'american' oraz chmiel Cascade trudno uznać za obecne od zawsze wśród Walonów i Flamandów. Z belgijskiej klasyki najwięcej zostało w fermentacji, która odbyła się płynnymi drożdżami WLP566.Owe małe skurczybyki dają charakterystyczną lekką kwaskowość oraz korzenność, jak przystało na Małą Belgię, i nie mówię tu o frytkach. W zapachu jest to odczuwalne, obok wyraźnych cytrusów, które buchają w nozdrza zaraz po odkapslowaniu. Ale coż się dzieje później - w miarę utleniania do nosa dociera co raz więcej czysto ziołowych aromatów. Po dłuższej chwili wąchania i zamuleniu, zacząłem się zastanawiać, czy przede mną jest kraft w snifterze, czy amol z cukrem na łyżeczce. Ech, jednak piwo, jak omylne są zmysły ludzkie. Po przelaniu aromat utrzymuje się ten sam, wzrasta nawet ziołowość. Brak słodowości, chociaż w smaku jest odczuwalna. Delikatnie oczywiście, jednak występuje. Piana ładna, gęściutka i oblepiająca szkło. Kolor specyfiku ciemny bursztyn/brąz, jasnobursztynowe/złote refleksy kojarzą się z typowym belgian blond ale. Kurczę, ziołowy zapach w połączeniu z tą etykietką z syreną rzeczywiście momentami może wysłać nasz mózg nad morze, a pod nos podetknąć nam glony. Coż za autosugestia. Piwo kompletnie klarowne, choć niefiltrowane. W smaku udanie balansujące między wytrawnością a słodowścią. Wysycenie średnie w kierunku nieskiego. Mózg po chwili namysłu krzyczy do palców "pal licho, napisz jednak niskie!" No to piszę: nawet niskie. Smak przedstawia się następująco: mocna ziołowość, lekkie cytrusy, troszkę żywicy, troszkę korzenności i troszkę kwaskowatości. Złożony, a zarazem dosyć gładki smak szybko przelewający się falami przez usta. Na kończu nawet coś w rodzaju goryczki, faktycznie  może 35 IBU. Ale nawet ona jest tak jakby... ziołowa. Nie da się ukryć, chmiel Wakatu zrobił robotę. A jako że jestem już lekko pijany, a film Underwater z '55 z Jane Russel zaraz się ściągnie, to żegnam Drogich Czytelników.

piątek, 16 października 2015

Oto Mata IPA

Oto Mata IPA
Browar: Pinta
Styl: Rice IPA




Tym razem mamy Japonię w szkle. Ryżowa IPA, chłopaki z Pinty w Browarze na Jurze uwarzyli coś, co ich zdaniem wygląda, pachnie i smakuje Krajem Kwitnącej Wiśni. Jak zatem wyobrażają sobie oni ojczyznę samurajów? Delikatnie, subtelnie i nastrojowo. Piwo jest jasniutkie, słomkowo żólte. Totalnie przejrzyste, i mam na myśli autentycznie totalnie. Bardziej przejrzyste niż Harnaś. Doskonale widać każdy pojedynczy bąbelek uciekający do góry,. mimo iż wysycenie jest raczej niskie. Z butelki do nosa wpada śliczna nuta kwiatowa, przywodząca na myśl orientalą florę kraju na wyspie. Być może to tylko myślenie życzeniowe, ale od razu pomyślałem o tych kwitnących drzewach wiśniowych. Jaśmin. W tle delikatna cytrynka, może minimalnie żywicy. Piana umiarkowana, stonowana, między przyzwoitością a litością. Oblepia i zostaje jednak na szkle. Subtelne, bielutkie drobnopęcherzykowe zwieńczenie słomkowej ambrozji. Czuć także lekką nutę ryżową, szczególnie gotowanego ryżu. W smaku jest orientalniue, mocno kwiatowo, lekko żywicznie. Ryż też się przebija, ale szalenie subtelnie. Piwo jest absolutnie wytrawne i wodniste. Choć o dziwo, jednocześnie, na początku występuje delkatna, syntetyczna słodycz. Na końcu zaś zdecydowanie wytrawna goryczka, którą ja określiłbym jako średnia, ale biorąc poprawkę na moje wypalone podniebienie, może ona być średnia w kierunku wysokiej. Intensywna, lecz krótka. W miarę picia i ogrzewania wyczułem także grejpfruta, czasem w połączeniu z tą słodyczą nawet mango. Na osobne zdanie zasługuje intensywny aromat ryżu, być może nawet ryżu jaśminowego, który ulatnia się podczas wzburzania piany i pobudzania zapachu. Dzięki płatkom ryżowym osiągnięto także efekt polegajacy na tym, iż piwo gładko i aksamitnie rozlewa się w ustach mimo wodnistości. Subtelna, a jednocześnie olśniewająca ta Pani Japonia w interpretacji Pinty. Można powiedzieć, że to kolejna zwycięska bitwa na wciąż przesuwającym się froncie piwnej rewolucji. Zdrówko.

niedziela, 11 października 2015

Crazy Mike

Crazy Mike
Browar: AleBrowar
Styl: Double IPA




Po pierwsze to nie Crazy Mike tylko Crazy Mikke. Po drugie, on nie kopie naszych dup chmielem, jak można wyczytać na etykiecie pośród morskich opowieści, tylko masakruje lewaków. Po trzecie, tu nie jest 100 IBU, tylko 50.  Pachnie ładnie, rewolucyjnie, ale nie jak rewolucja francuska, bo ta trochę śmierdziała szambem, ale rewolucja piwna, cytrusami i kwiatami. Cascade, Citra i Chinook robią swoje. Kolor - głęboki bursztyn, piana - średnia w kierunku obfitej, ładna, promienieje lekko bursztynem, choć śnieżnobiała i drobnpęcherzykowa. Piwo jest klarowne, wręcz przejrzyste. Jak woda. Jak woda jest również jego konsystencja, ponieważ jest szalenie wytrawne. Wytrawne, mimo cukru Candi White Sugar, który dosłownie przyćmił wszystko w tym piwie, przynajmniej tego dnia w moim domu, w moim odczuciu, na moim podniebienu. To był kiedyś jeden z pierwszych kraftów, jakie wypiłem w życiu. I choć od tego czasu prawdopodobnie nie minął nawet rok, to widzę, że jestem w zupełnie innym miejscu. To było na pewno jedno z pierwszych piw, jakie wypiłem w multitapie. Do dzisiaj pamiętam, że było ono dla mnie mega gorzkie. I to mega, krzywiłem się i rozglądałem dookoła w poszukiwaniu pomocy, ale jednocześnie jego aromat powodował to, że było... smaczne. Ale mega gorzkie.Tymczasem dzisiaj to piwo jest za słodkie. Zdecydowanie za słodkie. To nawet nie jest nuta karmelowa, to jest słodzony ulep, niczym syrop, choć muszę przyznać, że zadziwiająco wodnisty. Aromatyczny, lekko gorzkawy, ale jedocześnie słodki syrop. Goryczka może rzeczywiście wychodzić 100 IBU na testach, ale dziś na języku to ledwo 50. I to bardzo lekka, przyjemna. W smaku w miarę picia, poza tą ogromną słodyczą, więcej pojawia się nut kwiatowych, również lekką żywicę można znaleźć. Nie zrozumcie mnie źle, to jest dobre piwo, nawet coś między dobre a bardzo dobre, ale... Za słodkie. Brrrrr...

sobota, 10 października 2015

Porter Warmiński

Porter Warmiński
Browar: Kormoran
Styl: Porter bałtycki




Kozacki porter bałtycki i świetne piwo. Prawdopodobnie najlepszy porter bałtycki na polskim sklepowym rynku. W zapachu z butelki makabrycznie czekoladowe, kawowe i palone. Czuć, jakbny ten palony jęczmień użyty w zasypie był właśnie podpalany w tej chwili. Po przelaniu do szkła pojawia się wiecej słodowych, lekko słodkawych aromatów. Rubinowych refleksów w zasadzie brak, może tylko jakieś drobniutkie migają od czasu do czasu. Kolor czarny jak noc, czarna, bez gwazd. Jak czarna kawa i czarny chleb. Właśnie, pojawia się momentami nuta przypalanej skórki chleba. Piana dosyć obfita na początku, jednak szybko zaginęła i prawie nie wsytępuje. Można się przyczepić, że nie jest do końca drobnopęcherzykowa, pojawiają się większe bąbelki. Za to ma ładny, biszkoptowy kolor.Wysycenie średnie w zdecydowanie niskim kierunku, choć wyczuwalne. Aksamitne, szalenie aksamitne, śmierdzi mi trochę płatkami owsianymi. W smaku słodkie w zasadzie. Nie pamiętałem, że jest takie słodkie. Na prawdę mocno słodowe (22% ekstraktu). Poza tą słodkością można wyczuć czekoladę, kawę, lekko pieczoną skórkę chleba. Brak śliwki i piernika. Ogólnie mocno właśnie czekoladowe i kawowe, a przede wszsytkim słodkawość.Pije się cudownie, lekko, gładko i przyjemnie. Alkoholu nie czuć absolutnie, mistrzowsko ukryty. Mój faworyt wśród porterów bałtyckich.

środa, 7 października 2015

Chuck

Chuck
Browar: Solipiwko
Styl: American IPA




Chuck nie jest mętny, on matowi szkło. Gorycz Chucka czuć dwa razy. Chucka się nie pije, on się sam w ciebie wlewa. To najlepsze teksty jakie znalażłem na etykietce dzisiejszego piwka, nawiązujące oczywiście do jakże śmiesznych i oryginalnych dowcipów o Chucku Norrisie. Nie miałem do tej pory przyjemności z browarem Solipiwko, to ich debiut na Zgiłym Piwie, choć słyszałem bardzo dobre recenzje, szczególnie na temat ipmerial black IPA o wdzięcznej nazwie Black Bicz. Niestety nie miałem okazji go nabyć, a szybko się rozszedł, więc skusiłem się przynajmniej na Chucka. I nie żałuję. Po przelaniu do szkła moim oczom ukazała się śliczna bursztynowa barwa. Piana umiarkowana, drobnopęcheryzkowa, oblepia drobnymi wysepkami szkło i długo na nim wisi.Pachnie cytrusowo (Citra, Cascade, Chinook), trochę żywicznie (Simcoe),  lekko kwiatowo (Cascade). Piwo nie jest mętne wbrew sugestii morskich opowieści o Kapitanie Chucku, określiłbym je jako niemal klarowne.



W smaku dominują cytrusy, w tle żywica. Przynajmniej na początku, w trakcie ogrzewania coraz więcej żywicy, mniej owoców, tak w aromacie jak i w smaku. Wysycenie średnie, chwilami przyjemnie podszczypuje w język. Mimo solidnych fundamentów - Solipiwko nie wznosił swojego zamku na piasku - w postaci słodów: pale ale, monachijskiego, karmelowego i pszenicznego, trunek nie jest słodowy (16,5% ekstraktu, 6,6%), prezentuje dobre zbalansowanie między wytrawnością, a słodyczą karmelu. Na koniec zostawiłem gorzki finisz, który miał boleć dwa razy, prawie jak ostry kebab. Faktycznie, może jest to 78 IBU, ale słód karmelowy trochę go zakrywa. Jest mocno, jest gorzko na finiszu, ale goryczkę można zaliczyć zdecydowanie do tych przyjemnych, nieściągających, nie zalegających. Czasami bąbelki zostają aż do goryczki co powoduje śmieszne uczucie ostrości na języku. Faktycznie, wysycenie średnie, ale jak na IPA to całkiem spore, zapewne prawdziwym beergeekom będzie przeszkadzać, i wyleją Chucka do zlewu, bo zbeszcześcili szkło, ale jak dla mnie ok. Podsumowując, piwko jest dobre +, bardzo dobre w swoim gatunku. Porównując stylowo do AIPy z Kormorana, którą ostatnio piłem, to Solipiwkowa wariacja jest mocniej wysycyona, bardziej słodowa, mniej chmielona. Ciut gorsza, ale still goooooooood. Już wiem, że to będzie dobry dzień!

poniedziałek, 5 października 2015

Pacific Pale Ale

Pacific Pale Ale
Browar: Artezan
Styl: Summer ale




Tym razem klasyk od Artezana. To piwo jest podobno zawsze dobre, i tak jest w istocie. Klasowe słoneczne ale. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego piwowarzy spod znaku Jeżyka tak zazdrośnie strzegą swojej receptury przed oczami niepowołanych, że nie podają składu na etykiecie, co więcej, nie da się go znaleźć w internecie. A do tego momentu byłem pewien, że w internecie można znaleźć wszystko. Zatem wszystkiego trzeba się będzie domyślić. To do dzieła. W zapachu cytrusy, mandarynki. Dużo amerykańskich chmieli, i może coś nowozelandzkiego. Kolor głęboko bursztynowy, lekko zamętnione. Piana obfira, nie oblepia co prawda szkła na dłużej, ale posiada miliardy drobniutkich pęcherzyków. Wysycenie średnie w kierunku wysokiego, nieźle nagazowane. Raczej wytrawne, nieco wodniste, mało ciała. Mało alkoholu (5%), tego przynajmniej nam nie szczędzili na etykiecie. W smaku cytrusy, pojawia się też mandarynka i w trakcie ogrzewania mango mi wyskoczyło. Z czasem ujawnia się też słodowość, prawdopodobnie słody jęczmienne: pilzneński, pale ale i karmelowy. Wrażenia artystyczne podsumowuje goryczka średnia w kierunku niskiej. Rzekomo 45 IBU, jak dla mnie to prawie jej nie było, dałbytm 30 IBU, między przyzwoitością a litością. Taka raczej jak z american wheata, lekka i krótka. Podkreśla to pijalność piwa, która jest niemożliwa, dawno nie zdegustowałem tak szybko piwa. Zatem jak prezentuje się klasyuk? W formie. Mega pijalne piwko, które doskonale wprowadza w piwną rewolucję i amerykański chmiel. Właśnie dlatego poleciłbym je początkującym, lub osobom które chcą zachęcić swoich znajomych, aby czasem odłożyli Grolsche i Łomże. Nie, nie Żywiec APA. Nie, nie Atak Chmielu. Tylko Pacific..

piątek, 2 października 2015

Double IPA

Double IPA
Browar: Doctor Brew




Oprócz standardowych nowofalowych chmieli Doktorzy sypnęli nam do swojego podwójnego IPA chmiel Summer, który charakteryzować powinien się dużą aromatycznością, nutami słodkich owoców, szczególnie moreli. Tak też jest w rzeczywistości, piwo pachnie słodkimi owocami, własnie mango, morelą, wątki cytrusowe również oczywiście się pojawiąją. Kolorek piękny bursztynek, piana nie należąca do tych z gatunku obfirych, ale bielutka, drobnopęcherzykowa. Lekko zmętnione. W smaku na początku bardzo owocowe, mango i morela oraz egzotyczne cytrusy. Lekka żywica. Dosyć treściwe, pełne, słodowe, niezbyt wytrawne, w końcu 18% ekstraktu robi swoje. Tak samo jak 99 IBU, goryczka mocno kontruje owocowość, jest nawet lekko zalegająca, mimo że grejpfrutowa. Choć oczywiście pije się przyjemnie. Alkohol mocno ukryty pod doznaniami smakowymi. Udane piwo.

środa, 30 września 2015

Stout Cieszyński

Stout Cieszyński
Browar Zamkowy Cieszyn



Przy degustacjach cholernie ważną rzeczą są tak zwane pre-oczekiwania. To, z jakim nastawieniem podchodzi się do piwa i czego się spodziewa. Czasami ma to ogromny wpływ na ocenę, a przede wszystkim na końcowe wrażenia, i to, jak się piwo zapamiętuje. Przedstawię ten mechanizm na przykładzie Stouta z Cieszyna, ale do samego wątku wrócę na końcu recenzji.  Piana śliczna, bujna, drobnopęcherzykowa w barwie brązowawej, zupełnie jak na czarnej kawie. W dodatku łatwo ją wzbudzić ponownie w trakcie picia, więc bawiłem się tym nie raz. Kolor bardzo ciemny brąz/prawie czarny, leciutkie refleksy. Z butli pachnie mocno palonością, troszkę czekoladą (słód czekoladowy), troszkę karmelem (muszę pisać jaki słód?), trochę kakao. Nie czuć w ogóle wanilii oraz papryczek chilli, które również są wymienione w składzie. Pojawiają się one dopiero w smaku. Na początku wanilia bardziej intensywnie, po kilku łykach przyrywa ją pikantność. Samych papryczek nie czuć, ale zostaje na języku uczucie ostrości. Jeśli chodzi o zasyp słodowy, to w smaku czuć mocno to kakao właśnie. Schludny balans między słodowością a wytrawnością, choć może jest nieco zbyt wodnisty, mógłby mieć ciupkę więcej ciała. Całkiem aksamitne. Przyszła w końcu kolei na fanfary i ocenę końcową - piwko dobre! Wszystko to, co powinno być wyczuwalne, jest wyczuwalne, nic nie zostało spieprzone, dziwnych aromatów brak. Nawet zauważalnie ostre. Byłem o włos od napisania "zaskakująco dobre", bo właśnie tu dochodzimy do sedna mojej poczatkowej dygresji. Zaskakujące, bo spodziewałem się czegoś gorsdzego. Spodziewałem się, że co nieco mogą popsuć piwowarzy z Cieszyna.  Ustrzegli się oni tego tworzac niezłe piwo. Tylko lub aż niezłe. Ostatnio piłem ich porter, i nie będę owijał w bawełnę, słaby był. Najlepsze co do tej pory od nich kojarzę, to double IPA, które nomen omen też było po prostu niezłe. Ale ja zapamiętam "ej, dobry ten stout, pijalny!" W głowie zostanie mi pozytywne zaskoczenie.Boże, chroń nas od uprzedzeń, starajmy się być obiektywni. Chociaż może z drugiej strony, lepiej być mile zaskoczonym, niż przykro rozczarowanym?

poniedziałek, 28 września 2015

Citra

Citra
Browar: Doctor Brew
Styl: Session IPA



Session IPA? Średnio. Bardziej smash IPA. A jeszcze bardziej to smash AIPA czy nawet APA. Smash, czyli single malt single hop - konkretnie słód pale ale i chmiel Citra, jak sama nazwa wskazuje. Thank you Captain Obvious! Ciemne złoto, jasny bursztyn. Nieprzejrzyste. Obfita, bardzo drobnopęcherzykowa piana. Pięknie i cudownie wygląda, co ciekawe jest nawet w tym trunku coś lepszego niż wygląd. A mianowicie aromat. Pachnie na prawdę cudownie. Chmiel Citra to po prostu skondensowane owoce cytrusowe. Koszyk z nimi. Co tam, nawet same owoce nie pachną tak intensywnie. Chmiel jest dużo bardziej owocowy, bujny i orzeźweiający. Przepysznie. W smaku jest już niestety gorzej, choć oczywiście pod żadnym pozorem źle. Dobrze, ale już tak nie zachwycająco. Owocowa rześkość cytrusów skontrowana umiarkowaną goryczką około 50 IBU. Także Citrtą można osiągnąć IPową/AIPową gorzkość, choć nie jest ona jakaś specjalna, ot przyzwoita. Najwięcej zdecydowanie można osiągnąć chmieląc na aromat. Piwo ponadto jest dosyć wodnite i zdecydowanie wytrawne. Ale czegóżby innego się spodziewać po smashu. Bardzo solidny twór Doctora Brwii który zachwyca aromatem. Zdrówko!
P.S. Tak podczas degustacji zacząłem się zastanawiać, czemu jeszcze nie wymyślono perfum o zapachu amerykańskich chmieli. A może już wymyślili, a ja o tym nie wiem? Jeśli tak, to proszę dawać znać, bo bardzo chciałbym pachnieć Citrą albo Mosaiciem. Bardzo.

sobota, 26 września 2015

Porter Łódzki

Porter Łódzki
Browary Łódzkie
Styl: Porter Bałtycki


Nie miałem jeszcze przyjemności degustować na blogu niczego z puszki, jednak jak doskonale widać na tym przykładzie, zawsze przychodzi ten pierwszy raz. Bardzo mnie z resztą ciekawi, dlaczego browary Łódkie zdecydowały się na taką właśnię formę rozlewu. Mam nadzieję, że nie muszę dla was obalać mitu, że piwo w puszce jest w jakiś sposób gorsze i mniej smaczne niż z butelki? Wiecie o tym doskonale, że to żadna różnica? Uff, kamień z serca. Choć oczywiście w puszkach stosują byczą żółć zamiast chmielu, ale o tym zapewne też doskonale wiecie. Koniec offtopów, wracajmy do tematu. Kolor czarny jak odbyt Afroamerykanina. Może jakieś śladowe rubinowe refleksy, chociaż degustacja nocna przy delikatnie mówiąc średnim świetle, więc nie ma się co sugerować moimi ocznymi wyczynami. Piana niewielka, lekko beżowa, drobnopęcherzykowa. W zapachu wyczuwalne są mocno nuty słodowe (4 słody, o czym Łódzcy piwowarzy nie omieszkali poinformować nas prawie tak nachalnie, jak o nazwie tego piwa na puszce). Konkretnie jest to gorzka czekolada, troszkę kawy, słodowość i może minimalnie śliwka, ale to ledwo zauważalnie. Smak jest przyjemny, mocno słodowy także. Broń Boże, to nie jakiś ulepek, ale czuć te 22% ekstraktu. Odwrotnie propocjonalnie jest z zawartością alkoholu, gdyż niemal 10% woltażu jest totalnie niewyczuwalne. Jedynie grzeje przełyk, a i to nie jakoś specjalnie nachalnie, żeby o grzaniu alko w przełyk nie powiedzieć "subtelnie". Jak ktoś szuka subtelności to się rozkoszuje muzyką klasyczną w swoim towarzystwie, a nie topi smutki samotności tankując alkohol. Znowu się rozpisałem nie na temat. Smak portera jest zgodny z wytycznymi stylu, jest czekoladowo, kawowo, paloności mało, śliwki i piernika mało, w trakcie ogrzewania pojawia się trochę więcej śliwki. Największą zaletą tego trunku jest świetne wywarzenie. Piwo nie jest przegięte w żadną stronę. Mocno słodowe, ale nie zbyt słodkie. Gorzkie, ale nie męczy. Słodkie, ale się nie nudzi. Mocne i słodowe w smaku, ale nie gęste. Pijalne i klarowne, ale nie wytrawne. Na prawdę świetne proporcje. Podsumowując, jeden z najlepszych porterów na rynku, obok Portera Warmińskiego. I oczywiście Perły Porter z kija (lokalny patriotymz alert!)

czwartek, 24 września 2015

Szybkie piwko #3

Mam nadzieję, że nie wzieliście tych wszystkich moich zachwytów nad Owocowe Love'ym tak zupełnie na serio. Pewnie się trochę pogrążę, a kariera międzynarodowego sędziego legnie w gruzach, ale muszę przyznać, że piwko degustowałem na drugi dzień po srogiej imprezie, i jeszcze byłem dosyć mocno zbombiony. Trochę przesadziłem, ale... tylko trochę. O taki kraft walczyłem na barykadach piwnej rewolucji.

Imperator Bałtycki
Browar: Pinta
Styl: Imperial baltic porter



Leje się, oj leje. Co to jest za piwo. Sto serduszek i tysiąc buziaków. Kocham.

Orthodox
Browar: AleBrowar
Styl: English IPA



Klasyczne angielskie indyjskie blade ale. Uwarzone z zamysłem oddania wszystkich charakterystycznych cech stylu. Miała być encyklopedia, co wyszło? Tani romans. Ładny, ciemny bronz, średnia, przyjemna, drobnopęcherzykowa piana oblepiająca szkło. Korzenny zapach i smak. Srednia goryczka. I to w zasadzie tyle, lepiej gdyd\bym dalej zamilkł. Ale muszę napisać o diacetylu - masełku w smaku, szczególnie po ogrzaniu. Ściągająca goryczka - garbniki.

Ciemne Pszeniczne
Browar: Miłosław
Styl: Dunkelweizen



Przyjemny dunkelweizen w dobrej cenie. Rześki, nawet lekko kwaskowy. Jedynie przeszkadzała mi nuta alkoholowa która nijak nie współgrała z resztą piwa, była jak gdyby gdzieś obok. 

East Coast IPA
Browar: Greene King
Styl: IPA




The greatest IPA i've ever drink in my life! Ostatnia butelka która kisiła się na półce. A tak już zupełnie szczerze, to:
- DMS - w zapachu kapusta, w zasadzie przypalona kapusta, a wiem coś o tym, bo dzień wcześniej odgrzewałem gołąbki i nieco je przypaliłem. Poza nią generalnie gotowane warzywa w smaku.
-Merkaptan prenylowy - aromacik lekkiego skunksa.
- popiół - lub generalnie aromat przypalonego jedzenia. Trochę też, jakby w zasypie użyto zbyt dużo słodów palonych, których nie było, no ale...
Ale wiecie co? I tak to piwo lubię i szanuję. Możecie mnie nazywać dziwnym. I tak ewidentnie coś ze mną nie tak.

wtorek, 22 września 2015

Owocowe Love

Owocowe Love
Browar na Jurze
Styl: Fruit beer (tak, sam się mocno zastanawiałem jaki styl wpisać, musiałem zasięgnąć opinii internetów) 




Niech kwasy alfa i beta się chowają! Co tam Pinta, jak mamy Browar na Jurze! Kiedyś degustowałem inne "owocowe" piwo z tego browaru, i zjechałem je jak burą sukę. A dzisiaj co? Jak mawiał klasyk "Jest dobrze w ch*j, lecimy tutaj!" Generalnie jestem w takim szoku, że pozostaje mi napisać: Owocowe Love > RISy, portery i barley wine'y > każde piwo > kompot > woda > chaty z gówna > ... > milion innych rzeczy. Generalnie o takie piwo walczyłem! Co tam amerykańskie chmiele, co tam berliner weissery, ja chcę być tak pozytywnie zaskakiwany codzień. No dobra, chociaż co drugi  Żeby się od dobrobytu w dupie nie poprzeweracało. A Kopyr pytał, kiedy się skończy piwna rewolucja, kiedy skończą sypać ten amerykański chmiel łopatami do wszystkiego aż do porzygu. No i skończyli, tutaj na naszych oczach dzieje się Prawdziwa Piwna Rewolucja 1.2. Po prostu czuję się, jakbym pił kompot, a gdzieś w tle świta "to uczucie", że jest cudownie. Nawet nie wiem jak to opisać. Wygląd - kompot z czerwonych owoców, nawet śliczna różowa piana. Fajnie oblepia szkło. Piwko jest strasznie gęste, aż zawiesiste. Zapach - na pierwszym planie aronia, w tle miodowość. Smak - aronia, czarna porzeczka. Jest tak owocowo, że wydaje mi się jakbym siedział na obiedzie niedzielnym u babci i popijał kompocik między rosołem a schabowym. Ale, żeby nie było za słodko, jest też solidna kwaskowość - bakterie kwasu mlekowego. Jakby postały trochę dłużej, to wyprodukowałyby skwaśniały kefir. A że nie stały, to tworzą świetną kontrę dla tej owocowości. Piwo jest cudownie orzeźwiające. Chce się go więcej i więcej. Ciągle mało. Polecam kupować w ciemno. W końcu Owocowe Love czarne.