Z racji 50 posta o piwie (tak tak to już!) nie pozostaje mi nic innego niż wystrzelić z grubej rury i skreślić parę słów co za przygody spotkały mnie ostatnio w Warszawie, podczas mojego drugiego, a ogólnie już trzeciego Warszawskiego Festiwalu Piwa na stadionie Legii.
Będąc zmuszony do zdecydowania się na jeden dzień postanowiłem wybrać ostatni, czyli sobotę. Owy dzionek ogólnie wyglądał dosyć dziwnie, ale trzeba przyznać, że spięła go bardzo ładna klamra kompozycyjna, bowiem wstałem o 3, pojechałem ostatnim nocnym na dworzec pks a następnie Polskim Busem do WWA, by wrócić również Polskim Busem wieczorem, wysiąść w Lublinie koło pierwszej i wrócić do domu (jakże by inaczej) nocnym. Co pomiędzy? Warszafka przywitała mnie oczywiście paskudną pogodą, zimno i nieprzyjemnie, w dodatku z nieba wciąż sączył się ciekły potok, niestety nie piwa. Ogólnie to pogoda niczym w pierwszym Max Paynie. Rany co to była za gra, Radek Pazura, komisarz Jim Bravura... Ale wróćmy do głównego dania. Także ten, spacer po stolycy nie należał do przyjemnych. Jeszcze jak na złość kasy otworzyli jakieś pół godziny po czasie, także: -5 pkt dla organizatorów rzecze profesor Snape. Jako że samą miejscówkę miałem już obcykaną po poprzednim festiwalu, to poruszałem się z kocią gracją. Co prawda nie wszyscy wystawcy byli jeszcze dobrze rozłożeni, ale ja już wprawnym okiem dokonujac pierwszego rozpoznania fachowo wyceniłem dostępne do nabycia szkła. W mojej kalkulacji estetyczno-finansowej wygrało teku z browaru Dukla, ktróre towarzyszło mi calutki późniejszy dzionek i świetnie się spisało. Wspaniały towarzysz, na którego w każdej chwili mogłem liczyć, który w dodatku nie zadawał mi żadnych głupich pytań, prawdziwy skarb. Później już w zasadzie stała rutyna: 0,3l piwa -> kibel -> płukanie szkła -> 0,3l uzupełniania wody w organiźmie. I tak od 12 do 20. Czasami jeszcze oczywiście wchodziłem w jakieś interakcje z otoczeniem, ale nie przypominam sobie żadnych wartych odnotowania sytuacji z innymi bohaterami w roli głównej niż piwa. Oczywiście jest możliwość, że takowe sytuacje były, tylko moja pamięć szwankuje z powodu skrajnego upojenia alkoholowego. Przyznaję, że podczas powrotu autobusem ze stadionu na Polskiego Busa czułem się mocno rozchwiany (emocjonalnie!), a w głowie wciąż nuciłem sparafrazowany cut z jednego z utworów znanego rapera Taco Bell Hemingway "ostatnia stacja - Metro Wilanowska". Żeby nie przegapić.
Jasne, przesadzam, ale tylko troszczeczkę.
A jak browary? Organizatorzy obiecywali obecność dobrych piw większą niż zazwyczaj. Zapewne tak było, niestety nie ostatniego dnia. Te najlepsze rzeczy na które się nastawiałem skończyły się wcześniej, i to pewnie jeszcze w czwartek. Jednak nie mam zamaru narzekać po polackiemu, bo bawiłem się setnie. Setnie. Jak browar Setka i jego mojito gose, które zalałem do pełna do litrowej butelki po BePowerze. Całe szczęście na bieżąco robiłem notatki w telefonie na temat obecnie pitych piwek, więc postaram się streścić subiektywnie najważniejsze i najciekwsze wnioski
1) Szalony Alchemik
Browar: Dukla
Styl: AIPA
Trzeba było coś odrazu nalać, jak się kupiło szkło, prawda? Bursztynowe, piana gęsta w wuj (pisownia oryginalna z notki w telefonie), mocno oblepia szklankę i długo się utrzymuje, mocny aromat Cascadee'a i Citry, bardzo owocowe i fosyć gorzkie - krótka goryczka, raczej pełne słodowe, niskowysycone. 4/6 w stylu, + za pianę.
2) Yeti
Browar: Bednary
Styl: Multigroin IPA
Bardzo gęste, nieprzejrzyste, mętne, żółte, trochę jak sok pomarańczowy, pachnie cytrusami i słodowością zbożową, ryżem, żytem, prosem, sorgiem czy innym ch...oholerstwem. Mega aksamitne, cytrusowe, czuć pszenicę również.Świetna owocowa goryczka z akcentami gorzkiej pomarańczy, umiarkowanie długa, ale nie męcząca. Przyjemniejsza niż ta od Dukli, tam pod koniec zrobiła się męcząca. Cudowna i gęsta piana, niczym maseczka na wąsy cały czas utrzymuje się na szkle. Po ogrzaniu jeszcze więcej zbożowości (jeśli to możliwe) oraz pojawiły się mandarynki.
3) Piotrek z Bagien
Browar: Jan Olbracht
Styl: Pumpkin Ale
Miedziane refleksy, piana paskudna, wielkie pęcherzyki i mało obfita. W zapachu Belgia - belgijskie drożdże? Słodkawość, może i dynia, jak dla mnie generalnie biszkopty jak w belgian ale.Nie, jednak \faktycznie jest dynia. Wysycenie średnie, goryczka #0 IBU, coś tam wrzucili na chmielenie. W pewnym momencie trąciło migdałem. Nuta alkoholowa wyczuwalna, bardzo wodniste. Po wzbudzeniu p[iany i aromatu walnęło warzywem - dms? Ogólnie bardzo słabo.
4) Lindemans kriek
Styl: Lambic
Przejrzyste, czerwone, refleksy miedziane. Cudowna, mega różowa piana. W zaoachu lody śmietankowo-wiśniowe, ale bardziej intensywne, później pojawia się coś a la migdał. W smaku intensywna wiśnia, z jednej stronyu cierpka i kwaskowa, jednak na aftertaste - owocowa słodycz niczym czereśnia. Złożone, piękne, cudowne, świetne, zaskakujące i intrygujące. Najlepsze piwo, zakochałem się.
5) Kwas Gamma
Browar: Pinta
Styl: Sour ale with cherry
Kolorczerwonego grapefruita, totalnie wodniste, nieprzejrzyste. Pachnie leciutko wiśnią, głównie kiszone ogórki, lekko ocet. W smaku kwasiżur, kwaskowości najblizej do tej z kiszonej kapusty, w tle cierpkość i wiśnie. Przeciętne, jednak dobrzeodkwasiło po słodyczy Lindemansa. Zabawne kropeczki piany zostawały na ściankach szkła.
6) Ynteligent
Browar: Lubrow
Styl: Beetroot pale ale
Czerwono ciemne, bordowe, niewielkie refleksy, piana podobnie różowa do Lindemansa, ale mniej obfita, nieprzejrzyste. Pachnie buraczano - ziemiście, jak świeży, brudny, nieoskrobany burak. Smakuje cierpko, ziemiście, buraczanie, niemal żelaziście. Podczas picia miałem wrażenie, jakbym grzebał rękami w ziemi i miał zaraz nabawić się tężca. Raczej wodniste mimo uczucia pełności w ustach, zero wysycenia. Coś tam gra w tle na goryczce, ale nie ma to żadnego znaczenia. Ogólnie bardzo fajne.
7) Tawhaki
Browar: Widawa
Styl: Oceanic pale ale
Żólte, słomkowozółte, zmętnione, pszeniczne, ładna lecz niesmiała piana. Wyważony balans między słodowością a wytrawnością ze wskazaniem na słodowść. Aromat: owoce egzotyczne, ziemistość/oleistość, orzechy laskowe, włoskie. W smaku lekkie orzeźwienie owoców kontruje goryczka i oleistość orzechów. Goryczka średnia w kierunku wysokiej przez te orzechy. Męczy trochę pod koniec, mimo iż dobre. Goryczka nieco zalega.
8) Panakeja
Browar: Olimp
Styl: Earl grey IPA
To nie jest zdecydowanie mój styl.
9) Buena Vista Brown
Browar: Piwne Podziemie
Styl: Esspresso brown ale
Brak piany, esspresso jak cukierki - kopiko, lekka wanilia. Przyjemne, sesyjnie lekkie i pijalne.
10) Havana Stout
Browar: Pnta
Styl: Tropical foreign extra stout
Czarny, rubinowe refleksy (stout?). Piana - litości... Chociaż gdy nad nią popracować, to ładna i biszkoptowa. Balansuje w kierunku wytrawności. Pachnie mocno kawą i przyjemnie cytrusami. W smaku intensywnie kawowe, palone a jednocześnie dobrze nachmielone po amerykańsku, świetne tropikalne owoc. Tu musi byc coś więcej. Na miejscu w Warszawie albo nie wiedziałem, abo zapomniałem o jeszcze jednym dodatku, ale bezbłędnie go wychwyciłem, bo zapisałem sobie mniej więcej coś takiego: "Tu musi być coś więcej. Jakiś kop w postaci leżakowania w jakimś fajnym drewnie. Rum? Wali trochę. Kopie, targa, ale bardzo przyjemnie. W sumie to nawet lekko słodawe na pierwszym planie, paloność i goryczka na aftertaste. Goryczka mega owocowa. Super piwko."
11) Gold digga
Browar: Piwne Podziemie
Styl: West Coast IPA
Bardzo wytrawna IPA. Bursztynowa jasna, z żółtymi refleksami, klarowna i wodnista. Piana żenująca. Aromat mocno cytrusowy - grejpfrut, mango, marakuja. Lekka żywica. Smak mocno cytrusowy, mocne mango i wysoka goryczka, 90+ IBU jak nic. Długa, ale owocowa i przyjemna. Skłania do sięgnięcia po następny łyk, i kolejny, i jeszcze jeden. Mocniejsza i bardziej wytrawna niż Mera IPA. Cały czas to samo mimo ogrzewania, cytując klasyka na początku i na końcu smakuje ciągle tak samo, czyli wyśmienicie.
12) Double Hops, Death and Taxes
Browar: Piwne Podziemie
Styl: Spanish cedar aged imperial black IPA
O tym piwku niestety niewiele mogę już powiedzieć z perspektywy czasu, a w telefonie zanotowałem sobie mniej więcej tak: "W ku*** mocne i w ku*** takie jakie powinno być IBIPA, wszystko się zgadza".
***
I to by było na tyle. Aż mi się łezka w oku zakręciła, kiedy pisząc sobie to wszystko przypominałem. Tyle dobrości naraz... Myślę że ta relacja to godne uczczenie 50 notki na blogu. Pozdrawiam.
Zostawiam was z moim niezwykłym odkryciem: już wiem co piłby dzisiaj Kazimierz Deyna, gdyby żył.