Owocowe Love
Browar na Jurze
Styl: Fruit beer (tak, sam się mocno zastanawiałem jaki styl wpisać, musiałem zasięgnąć opinii internetów)
Niech kwasy alfa i beta się chowają! Co tam Pinta, jak mamy Browar na Jurze! Kiedyś degustowałem inne "owocowe" piwo z tego browaru, i zjechałem je jak burą sukę. A dzisiaj co? Jak mawiał klasyk "Jest dobrze w ch*j, lecimy tutaj!" Generalnie jestem w takim szoku, że pozostaje mi napisać: Owocowe Love > RISy, portery i barley wine'y > każde piwo > kompot > woda > chaty z gówna > ... > milion innych rzeczy. Generalnie o takie piwo walczyłem! Co tam amerykańskie chmiele, co tam berliner weissery, ja chcę być tak pozytywnie zaskakiwany codzień. No dobra, chociaż co drugi Żeby się od dobrobytu w dupie nie poprzeweracało. A Kopyr pytał, kiedy się skończy piwna rewolucja, kiedy skończą sypać ten amerykański chmiel łopatami do wszystkiego aż do porzygu. No i skończyli, tutaj na naszych oczach dzieje się Prawdziwa Piwna Rewolucja 1.2. Po prostu czuję się, jakbym pił kompot, a gdzieś w tle świta "to uczucie", że jest cudownie. Nawet nie wiem jak to opisać. Wygląd - kompot z czerwonych owoców, nawet śliczna różowa piana. Fajnie oblepia szkło. Piwko jest strasznie gęste, aż zawiesiste. Zapach - na pierwszym planie aronia, w tle miodowość. Smak - aronia, czarna porzeczka. Jest tak owocowo, że wydaje mi się jakbym siedział na obiedzie niedzielnym u babci i popijał kompocik między rosołem a schabowym. Ale, żeby nie było za słodko, jest też solidna kwaskowość - bakterie kwasu mlekowego. Jakby postały trochę dłużej, to wyprodukowałyby skwaśniały kefir. A że nie stały, to tworzą świetną kontrę dla tej owocowości. Piwo jest cudownie orzeźwiające. Chce się go więcej i więcej. Ciągle mało. Polecam kupować w ciemno. W końcu Owocowe Love czarne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz