niedziela, 30 sierpnia 2015

Toruńskie Piernikowe

Toruńskie Piernikowe
Browar: Krajan
Styl: piwo smakowe



Pierwsze piwko w historii bloga, które otrzymałem w prezencie od kolegi. Dziękuję Sebastian, jesteś kochany. Przetarłeś szlak, więc zachęcam oczywiście każdego do podrzucania mi różnych specyfików do degustacji. No, a tak kończąc prywatę to piwko zakupione oczywiście w Toruniu.
Kolorek rudy rdzawy miedziany wręcz czerwony, jak piwo z sokiem malinowym. W zapachu piernik, leciutka śliwka i cynamon. W smaku podobnie, dochodzi to tego mocna mieszanka przypraw korzennych do piernika. Po wypiciu połowy staje się nieco męczące w swojej lekkiej słodkawości.
Nie muszę chyba dodawać, jak osiągnięto taki zaskakujący i buszujący w ustach aromat? Muszę:
-aromat piernikowy
-aromat korzenny
-aromat cynamonowy.
I to by było na tyle. Polecam spróbować każdemu, warto. Jeszcze raz dziękuję za prezent!

sobota, 29 sierpnia 2015

Białe IPA

Białe IPA
Browar: Artezan
Styl: White IPA



Połączenie mocnego chmielenia (Galaxy, Citra, Magnum) oraz witbierowych dodatków, czyli skórki pomarańczy i kolendry. Coś, co można w pewien sposób sparować z Jasnym Gwintem Redena, chociaż tam była APA a nie IPA. Co tym razem przygotował nam artezański jeżyk? Bardzo jaśniutkie, bardzo klarowne, bladosłomkowe piwo. Piana umiarkowana, szybko znika. Po otwarciu butelki naszemu noskowi ukazują się chmielowe aromaty cytrusowych owoców, szczególnie grejpfrut, poza tym oczywiście pomarańcza no i w tle gdzieś przebija się kolendra. Mnam.W szkle czuć mniej chmielu, a więcej witbiera. Mniam. Skupmy się zatem na smaku, czyli tym, co piwoszki lubią najbardziej. Tutaj kompozycja nowofalowych chmieli i skórek pomarańczy sprawia, że czuję się jakbym pił świeżutki sok grejpfrutowy, ale nie taki z rubinowej odmiany, lecz białej, czasami wręcz czuję się, jakbym doprawił ten orzeźwiający nektar kapką cytryny. Mniam. Kompozycję dopełnia korzenny posmak kolendry, który w Białym Ipa jest na prawdę dobrze wyczuwalna. Mniam. Wszystkie doznania smakowe wieńczy umiarkowana goryczka (55 IBU). Podkreśla ona wspaniale to uczucie, kiedy jesz grejpfruta i zostaje taki gorzkawo-cierpki posmak w ustach. Intensywnie orzeźwia, przyjemnie szczypie w język i skłania do wzięcia kolenego łyka. Mniam. Szalenie pijalne piwo, polecam każdemu, Frącz Piotrzewski. Jeż Artezanowski. Artezan Jeżowski. Jeżan Artezanu. Artezan Jeżanu.


środa, 26 sierpnia 2015

Szajba

Szajba
Browar: Szałpiw
Styl: Roggenbier




Co tu się dzieje w tym piwie. Roggenbier, niby, czyli ciemne, żytnie niemieckie piwo fermentujace z drożdżami od weizena, co wnosi do piwa aromaty gożdzików i banana. W zasadzie to taki dunkelweizen, tylko, że żytni. Czyli jakby nie patrzeć, nic odkrywczego, czy specjalnie interesującego. Nawet nieco mdławe może się wydawać w zestawieniu z całą tą szajbniętą nowofalą dziwnych styli i wariacji. I tym sposobem, między wierszami przechodzimy do słowa-klucza: szajba. Tym razem od Szałpiwa dostajmy Szajbę z nutką chilli. Dokładniej, piwo z dodatkiem papryczek chilli. Taką oto informację można zlokalizować na etykiecie, na której również widnieje wizerunek fajnej loszki w spódniczce niczym czarodziejka z księzyca. Należy jednak odnotować, iż owa niewiasta dzierży w ręce kij bejsbolowy, którym jebnięcie chilli w każdym łyku napierdala w język i podniebienie niczym Jason maczetą nastolatki chcące uprawiać seks bez zabezpieczeń w Piątku 13ego lub niczym kop w głowę Remy'ego Bonjaskiego. Jednak nie myślcie, że można się czegoś takiego spodziewać od razu po odkapslowaniu butelki, o nie. Wyprzedziłem nieco narrację [spojleralert, wiem, że za późno]. Pachnie ładnie, smacznie, owocową fermentacją drożdży, po przelaniu do szkła na pierwszy plan wychodzi nuta bananowa, w tle goździk. Piwo prezentuje się ślicznie, mimo że charakteryzuje się syndromem ABP (Absolutny Brak Piany, przyp. aut.). Kolor jest niesamowity, taki miedziany brąz, mnie osobiście przypomina kompot z suszonych owoców robiony na święta Bożego Narodzenia, zwłaszcza, iż piwo jest dosyć mętne, a w smaku okazuje się aksamitne i jakby nieco kleiste. Łyk zaczyna się od słodowych aromatów, żyta, słodkości bananów, więc klasyczny Roggenbier. Niestety więcej o tym, jak Szajba oddaje cechy charakterystyczne tego stylu nie mogę powiedzieć, ponieważ potem następuje ekstra pierdolnięcie chilli. Jakieś biedaportery z chilli to jest pikuś przy tym, i to nawet nie Pan Pikuś. Wali tak w ustach, jakbym się wybrał na lawasz na Krakowskie Przedmieście z sosem Ostrym. Jedyna różnica to taka, iż piwo w przeciwieństwie do ostrego lawasza, boli tylko raz... hahaha hihihi hohoho. Nigdy się nie spotkałem z tak intensywnym przyprawieniem piwa. I nawet, jeśli już do Szajby nie wrócę, to będę je długo, długo pamiętał. O ile sam roggenbier nie jest nadzwyczaj odkrywczy, to zestawienie tego aksamitnego, owocowego, słodkawego piwa z ostrą papryką daje świetny efekt kontrastu. Tak w ogóle to Szałpiw chmielił swoje dziecko Marynką, ale kto by o tym pamiętał, na pewno nie degustujący...

wtorek, 25 sierpnia 2015

Shark

Shark
Browar Kopyra & Browar Widawa
Styl: Sunny Ale




Cześć,tutajTomekKopyrazblogublogkopyra.com! Najmocniej nachmielone piwo w Polsce? Takie o to zagadkowe pytanie można postawić sobie na poczatku, i niech będzie ono przyczynkiem do dzisiejszych rozważań.
Gwoli ścisłości, kolor jasny bursztynek, piana choć nie widać, ale ładna, świetnie oblepiająca szkło. Piwo jak piwo, wygląda zawsze tak samo, czyli znakomicie. jak mawiał klasyk. Tym razem na prawdę znakomicie. Pachnie wuchtą cytrusów. Rzeczywiście. Orzeźweiających owoców jak mrówek w mrowisku. Po przejściu do spróbowania muszę powiedzieć, że tak smakuje lato. Rzeczywiście. Dobrze w sumie, że to tylko 0,33ml, zupełnie jak prawdziwe, krótkie intensywne upały po których przychodzi burza. I tutaj malutka, mimalna łyżeczka dziegciu. Słód zakwaszający. Ja rozumiem, że został dodany do jasnego piwa, aby obniżyć pH brzeczki, żeby było intensywniej czuć aromaty, ale... Po ogrzaniu w szkle, bliżej końca, co raz mocniej czuć słodowość i właśnie lekką kwaskowość. Nie jest to szczególnie porzadane ani wskazane jeśli chodzi o kanony stylu sunny ale czy APA. I na tym poprzestanę, żeby nie było, że jak przystało na prawdziwego Polaka, tylko bym narzekał. Piwko bardzo dobre, bardzo bardzo dobre nawet.
Ale czy najbardziej nachmielone? Prawdopodobnie w pewnym, określonym czasie tak. Dzisiaj miałbym już wątpliwości. Chociaż biorąc pod uwagę intensywność, na pewno w ścisłej czołówce. Najlepiej oczywiście wyrobić sobie zdanie samemu...

piątek, 21 sierpnia 2015

Mosaic

Mosaic
Browar: Birbant
Styl: Single hop American Pale Ale




Żeby być dokładnym to w zasadzie single malt single hop APA. Czyli jakby nie patrzeć, piwna rewolucja w podstawowej, fundamentalnej postaci. Słód jęczmienny pale ale, chmielone Mosaiciem. Birbant stanął na wysokości zadania, żadna fałszywa nutka nie pogrywa w piwku. Ładne złote? żółte?, piana obfita, szybko ginąca, szczelnie oblepiająca szkło. Jak na single hopa przystało, trzeba się skupić na Mosaicu. Aromat cytrusów skupia się jak w soczewce w zasadzie na grejpfrucie, którego moje kubki smakowe i włoski w nosie wyczuwają najbardziej. Można wyczuć także leciutkie nuty kwiatowe. Dobrze, że sobie to zapisuję na blogu, bo za tydzień bym już nie pamiętał, co do piwa wnosi Mosaic. Wiecie, skleroza, obumarłe szare komórki, itd. Goryczkę można także z tego chmielu osiągnąć przyzwoitą, przyjemną, no ale nie oszukujmy się, dużo IBU to nie ma. I dobrze, bo wszystko się ładnie komponuje.

środa, 19 sierpnia 2015

Czech Point

Czech Point
Browar: Reden
Styl: Bohemian Ale



Czeski dywan na głowie. Niby pils, ale wariacja. Pils górnej fermentacji. Ciemny bursztyn, nawet miedziany. Klarowne. Piana jak na wzburzonej morskiej fali, zabieram deske surfingową Keanu Reevesowi i śmigam. A tak na prawdę to pewnie wzburzona przez podróż rowerem, nie polecam pić piwa tego samego dnia po wożeniu ich po mieście na dwóch kółkach. Aromat bardzo przyjemny, cytrusowo-korzenny. Nawet taki lekko słodkawy. Chmielone Saazem i Kazbekiem, czyli nowofalowym chmielem czeskim wyhodowanym między innymi z krzyżówek z dzikimi chmielami rosyjskimi. Bardzo udane te krzyżówki, bezkolizyjne, prawie jak ronda. W smaku równie przyjemnie, ta sama cytrusowość i korzenność, w dodatku pojawiają się lekkie nuty słodowe. Nie jest to jakieś rewolucyjne odkrycie wywracające podniebienie do góry nogami, ale bardzo przyjemne. Cytując klasyka: :takie, że jak się wróci zmęczonym z szychty, to można się pierdolnąć i wypić takich z pięć." Można.

Kociamber

Kociamber
Browar: Szałpiw
Styl: American Pale Ale




Rewolucyjne APA. To nie to samo co rewelacyjne, ale całkiem blisko do tego zaszczytnego przymiotnika. Mamy do czynienia z dwoma śmiesznymi dodatkami: kiwi oraz aframon. Jak sprawdziły się te innowacje? Więcej niż dobrze.
Kiwi jest rewelacyjne, oprócz owocowych i egzotycznych nut i w zapachu i w smaku, które standardowo można przypisać chmielom amerykańskim, na pierwszy plan wybija się zdecydowanie kiwi. Być może też to powoduje, że wśród tej chmielowej egzotyki szczególnie wyczułem słodkie owoce, takie jak mango i marakuja. Jest mega owocowo z przewagą kiwi, ale nie jest to jakaś dominacja absolutna przykrywająca wszystko inne i spłycająca bogactwo aromatów. Jest dokładnie tak jak powinno być, to znaczy smacznie i intensywnie, ale bez przesady. Natomiast co do aframonu, to wciąż nie jestem do niego przekonany w 100%. Należy Kociambera zestawić z African Queen z Radugi, które miałem przyjemność degustować ostatnio, gdyż tam także w procesie warzenia użyto afrykańskiej przyprawy. Bardzo jestem ciekawy jak to wyglądało technicznie, to znaczy ilościowo oraz w którym momencie warzenia dodawano ten specyfik, ponieważ osiągnięto dwa zdecydowanie różne efekty końcowe. W African Queen pieprzność i ostrość praktycznie była nie wyczuwalna w poszczególnych łykach, została jednak w ustach po wypiciu całego piwa, mieszając się z owocową goryczką, dając innowacyjne a zarazem świetne uczucie. Z kolej w przypadku Kociambera, ostrość i pieprzność jest wyczuwalna w poszczególnych łykach, nie w sposób męczący oczywiście, tylko odpowiednio podkreślający każdy kolejny łyk. Brakowało natomiast tej lekko palącej i gryzącej ostrości w posmaku w ustach w perspektywie dłuższego czasu. Generalnie to zdecydowanie więcej aromatów i ciekawych smaczków w tym piwie dało kiwi, a nie aframon.
Nie jest genialnie, ale świetnie już raczej tak. Długo będę pamiętał ten mega owocowy bukiet zakończony wytrawnym, goryczkowym finiszem.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Behemoth Profanum

Behemoth Profanum
Browar: Perun
Styl: Black IPA




Piwo tak ładnie się nalało, że będąc podjarany od razu zabrałem się za konsumpcję, i nie uchwyciłem na zdjęciu wspaniałej, beżowej, drobnopęcherzykowej obfitej piany. Kolor na zdjęciach robionych lampką biurkową również nie idzie oceniać dokładnie, ale uwierzcie, czarny jak serce Nergala. W zasadzie nawet żadnych refleksów. W zasadzie to taki trochę american stout. Nawet nie tylko z wyglądu (który jest ekstra), ale nawet i ze smaku. Z butelki czuć bardzo mocno czekoladę, na drugim miejscu umiarkowanie cytrusy, zwąchałem także karmel, jeśli chodzi o zapach ze szkła to czekolada trochę ustępuje kawie, cytrusy dalej neśmiało się przebijają i gdzieś zupełnie w tle paloność i żywiczność. Ale to ci goście, co stoją na dyskotece pod ścianą z rękami w kieszeniach. Wrażenia z konsumpcji niestety trochę in minus. Jest dosyć... płasko. Owszem, jest troszkę cytrusowo, czuć także czekoladę i dosyć mocną paloność, ale to szystko jakieś takie... jednowymiarowe. Powyższe efekty szybko mijają, w ustach nie pozostaje nic poza lekko ściągającą, aczkolwiek bez większych zastrzeżeń, goryczką. Piana i goryczka, to jest zdecydowanie to, co się najbardziej Pierunom w tym piwie udało. Moje kubki smakowe we współpracy z mózgiem na siłe próbują znaleźć jakieś drobne nutki wędzone, żeby móc stwierdzić, że toż to american stout, bo na prawdę niewiele Profanum do niego brakuje, ale nie jestem w stanie określić na ile w tym faku, a na ile myślenia życzeniowego. Generalnie poprawnie, aczkolwiek brakuje tego efektu 'wow' na początku, jak na przykład, żeby w odległych stylach nie szukać, w Hopus Pokus z Pinty. Rzekomo sensorycy (prawie jak amerykańscy naukowcy) wyczuwają w Behemocie Profanum związek odpowiadający za aromat mokrej sierści psa, a ja niestety nie lizałem nigdy mokrego czworonoga, więc nie jestem w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć. Ale być może właśnie to ma związek z tym, iż wydaje mi się, że to piwo jest zbyt płaskie. Jak gdyby coś trochę zabijało jego aromat.
Podobno trzecim piwem z tryptyku (po wcześniejszym Sacrum - Belgian IPA i omawianym Profanum - Black IPA) ma być RIS, więc pożyjemy, zobaczymy.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rye IPA

Rye IPA
Browar: Wrężel



Doborowy zestaw chmieli (Mosaic, Columbus, Tomahawk, Zeus) zapowiadał, że będzie gorzkie jak gorzka wódka, gorzka wódka na weselu. Etykieta potwierdziła, 86 IBU. A rzeczywistość zwryfikowała. Gorzkie, ale bez przesady, fajna, lekko żywiczna, a leciutko nawet owocowa goryczka przyjemnie rozlewa się w sutach, nie ściąga i zalega umiarkowanie, jak na dobrą IPĘ przystało. Piana drobna, szybko ginie, a kolor to bardzo ładny bursztynek. Fajnie zmętniony, niefiltorwane. Dodatkowy smaczek to miła słodowość. Słód żytni ciekawie komponuje się z owocowo-żywicznym aromatem. Piwko na +.

Black Weizen

Black Weizen
Browar: Dr Brew



Dziwne toto wymyślili. Nie powiem, że nie dobre, bo dobre, ale to nie jest w ogóle weizen. Bardziej jakaś stoutowa wariacja. No dobra, spienił się jak woda z wodospadu, ledwo dałem radę nalać do szkła. Pachnie ładnie, jak weizen, banan goździ... oh wait. Raczej nie bardzo. W ogóle nie ma banana i goździków. Jest czekolada,.mocna czekolada, nawet nie taka bardzo gorzka. Troszkę może palonej kawy. Są też cytrusy, helloł. I tym razem musze powiedzieć, że wśród nich wyczuwam słodki owoc, wreszcie mango/marakuja! Słodki aromat, ale czy w black weizenie... W smaku jest to samo, więc nie będę się powtarzał. Na końcu schowana jest leciutka żywiczność, która przechodzi w umiarkowaną, szybko ustępującą, przyjemną goryczkę. Także co do nachmielenia nie mam obiekcji, ale przecież to nie jest weiz... Nie będę się powtarzał.

niedziela, 9 sierpnia 2015

African Queen

African Queen
Browar: Raduga
Styl: Aframon american pale ale



Doskonały przykład tego, jak piwo może poszerzać horyzonty. Wiedzieliście co to jest aframon? Ja też nie, ale już wiem. Afrykańska przyprawa dająca nuty pieprzu i ostrej papryki.
Piwko niefiltrowane, słód min. pszeniczny, ale zadziwiająco klarowne. Piana ok, szybko ginie, za to kolor blisko sików. W końcu APA. W zapachu dokładnie to czego można się spodziewać, tona soczystych i świeżutkich owoców. Po przelaniu można także wyczuć nieco słodowości. W smaku to samo, jest przyjemnie bujnie i owocowo. Za to jaka goryczka! Ekstra to wyszło, jest wyraźnie, ale absolutnie nie męczocą, niemalże błyskawicznie rozpływa się na języku i szybko ustępuje. O taką goryczkę w apach walczyłem... Na koniec trzeba rozliczyć się z tym aframonem. Przez większość delektowania się piwem w sumie w ogóle lub w niewielkim stopniu mógłbym powiedzieć, że rzeczywiście go wyczuwam. Zdarzały się łyki, gdzie rzeczywiście coś ostrawego zostawało na języku, ale było to z reguły bardzo delikatne i subtelne, broń Boże nie waliło obuchem po mordzie. Za to więcej właśnie pieprzy i papryki zostało mi w ustach przy końcowych łykach i po spożyciu, rzeczywiście wtedy miało się taki lekko piekący posmak. Muszę przyznać, że to bardzo przyjemne uczucie, zwłaszcza, że te piekielne nutki mieszały się cały czas z posmakiem grejpfrutów i innych cytrusów. Kurczę, cały czas to czuję...

Be Like Mitch

Be Like Mitch
AleBrowar
Styl: American Wheat



Co można wypić kiedy za oknem taka brzydka pogoda, zimno i ciągle pada? Oczywiście amerykańską przenicę. Degustowany okaz, lekki w ekstrakcie i w zawartości alkoholu nadaje się idealnie na upały. Jednocześnie nie jest tak mocno drożdżowy jak weizen. Punkty artystyczne należą się za etykietkę i dwa nawiązania do Słonecznego Patrolu, wszak na etykiecie to nie kto inny jak gwiazda Kung Fury która w sumie się tam w ogóle nie pojawia, a jednocześnie najprzystojniejszy tors Stanów Zjednoczonych, Havid Dasselhof! Drugim jest oczywiście kolor: blond Pameli.
Mega bujna i gęsta piana. Nie wiem czy za mocno nie chlapnąłem przy nalewaniu, ale nie dość że stanął mi(!) gęsty korzuch, to jeszcze się stosunkowo długo utrzymywał. Pachnie ładnie, owocowo , cytrusowo, o nutach leśnych raczej nie ma mowy. A jednocześnie można wyczuć także nuty słodowe, coś jakby zakwas chlebowy? Smak o dziwo zaskakująco kwaśny. To znaczy nie jakoś przeszkadzająco, nawet stosunkowo przyjemnie, orzeźwiająco i pijalnie, płynnie przechodzący w leciutką, aromatyczną goryczkę (28 IBU). Cały czas przyjemnie chłodzą i orzeźwiają owoce cytrusowe i egzotyczne oraz właśnie taka zbożowość bądź zakwas chlebowy. Owoce broń Boże nie jakieś nachalne czy przesadzone, bardzo ładnie się komponują z bazą słodową, której pszeniczność nadaje ładne zmętnienie a słód zakwaszający zapewne ten ciekawy efekt przyjemnej kwaskowatości.
Ogólnie to mniam.

piątek, 7 sierpnia 2015

Metropolis

Metropolis
Browar: Raduga
Styl: American India Pale Ale



Jak mawia starochińskie przysłowie: dobrego IPA nigdy za wiele. A tym bardziej, jeśli jest to AIPA mocno nachmielone amerykańskimi szyszkami. Mocno. Nachmielone. 
Piana w normie dla stylu, kolor taki troszkę obsikany bursztyn, mało klarowne i nieprzejrzyste. Aromat śweitny, mega owocowy, bardziej cytrusowy niż egzotyczny. Dla mnie na pierwszy wąch nosa wysuwa się zdecydowanie grejpfrut. Taki duży, z tych tłustszych. Bardzo intensywne, wręcz nieco nachalne. Czasami przebijają się przez tę mgłę aromaty mydła i perfum, które kojarzą mi się stricte ze stylem IPA. Smak w zasadzie odzwierciedla doznania zapachowe. Jest strasznie owocowo, na pierwszy plan wychodzi właśnie grejpfrut, szczególnie że ten pierwszy bujnie cytrusowy atak szybko temperowany jest konkretną, rozlewającą się ładnie IPową goryczką (70 IBU). Nie spodziewałem się, że kiedyś to powiem, ale być może jest nieco za bardzo... cytrusowe... Momentami lekko przytłaczające. Choć oczywiście skłamałbym mówiąc, że niedobre, bo rozkoszowałem się oblizując wąsa. Dobre, solidne, piwo w swoim stylu.
Ciekawostka: widzę, że zmienili etykietę, stara(e) warka(i):


Co więcej, zmienił się nie tylko outlook, ale także skład, bowiem na którymś filmiku z degustacji tamtej starszej wersji, dowiedziałem się, że użyte chmiele to: Citra, Cascade, Tomahowk, Amarillo, Simcoe. W mojej nowej świeżo degustoawanej warce Tomahowka zastąpił Warrior. Być może spowodowało to, że ja wyczułem zdecydowanie więcej cytrusów z naciskiem na grejpfruta niż kolega degustujący poprzednią wersję wspominając o słodkawych owocach egzotycznych.

Oblewanie perperuny

Oblewanie perperuny
Browar: Perun
Styl: Belgian Pale Ale




Zacznę może od tego, że to nie jest raczje mój ulubiony styl. Chociaż znalazłem w nim kilka ciekawych elementów. Zapach z butelki: ewidentnie herbatniki, wręcz bardzo ciasteczkowy. Zapach ze szkła pojawia się coś, co nazwałem ekstraktem suszonych owoców do kompotu. Przynajmniej ta nutka mi to przypominała. Oprócz tego oczywiście cały czas herbatniki. W tle, delikatnie nawet taka drobna orzeźwiająca smuga lasu, w smaku też się pojawiała, szczególnie po ogrznaiu, w niktórych łykach na finiszu. Smak to również zdecydowanie herbatniki, które mi na myśl oosbiście przywołują dokładnie taką ich podłużną, smukłą wersję, którą się macza w ciepłej herbacie. Wiem też, że miałem coś o wyglądzie a w szczególności o kolorze napisać, ale zabijcie mnie, pisze z dużym opóźnieniem i zapomniałem.
Chociaż nie jest to mój ulubiony styl, to... pijalne.

Angielskie piwa z Lidla

Ginger Beard




Największe zaskoczenie, największa niespodzianka. Co niestety nie oznacza, że jest jakoś specjalnie lepsze od pozostałych, ale przynajmniej... ciekawe. Na początku bardzo słodkie, a w tle imbir. Syrop imbirowy? Gingers? Coś w ten deseń. Generalnie zdecydowanie za słodkie. Coś jakby ktoś dorzucił 7 łyżeczek cukru. Ale ten prawdziwie imbiorwy, korzenny, ostry, gryzacy, pieprzny finisz do dzisiaj czuje na języku. Bardzo fajny efekt, i głównie dla niego warto spróbować. Ale jedno sięgnięcie po to piwko wystarcza, raczej już do niego nie wrócę.

Tennents



Na wspomnienie zasługuje jedynie faktycznie posmak beczki, rzekomo leżakowane w drewnie po whisky. Pamiętam też, że w smaku było jakby nieco bardziej alkoholowe, chociaż woltaż na to nie wskazuje, ale bardziej grzało w przełyk niż inne. Być może to także zasługa whisky.

Black Scottish Stout




Całkiem znośny stoucik. Jest lekka paloność, jest lekka kawa, jest leciutka wędzonka, ale wszystko w takich dawkach, że wyczuwa się je gdzieś jakby z drugiego planu. Uważam także, że ma nieco za mało ciała, mogłoby być nieco bardziej treściwe, bo momentami w głowie formowała mi się mniej więcej taka myśl: "woda!".Ale z drugiej strony dzięki wymienionym cechom na prawdę pijalne...

IPA Reserve




Ta gorsza ipa. Niewiele owoców, praktycznie w ogóle goryczki, na pierwszy plan wysuwają się nuty karmelowe. Słabo.

Bishops Finger




Ewidentnie dużo bardziej złożone piwo. Lekkie nuty karmelowe, kwiatowe łączą się z zaskakująco wyczuwalną goryczką. Chociaż oczywiście bez przesady, to zwykłe ale. Pod koniec robiło się jednak nieco męczące.

Abbot Ale




Kolejne piwo z gatrunku tych "bardziej pijalnych". Nic w nim specjalnego, lekki karmel, lekkie kwiatuszki, leciutka goryczka w połączeniu z odpowiednią, nieco niższą temperaturą powodowują, że wchodzi niczym dobra session ipa.

Late Red




Mój faworyt. W sumie to piwko możnaby podciągnąć najbardziej do kanonu IPA/AIPA, a wszystko oczywiście, jakże by inaczej, dzięki Cascade'owi! Trochę tak, jakby na Bishops Finfera nałożyć właśnie nutkę piwnej rewolucji, niby specjalnie wielkiej różnicy nie ma, ale te leciutkie nutki egzotycznych owoców w połączeniu z wyczuwalnym goryczkowym finiszem tworzą... nienajgorze piwo.

Rudless County




Nic mi nie zostało w głowie po tym piwie. Na prawdę. Poza tym, że było nie dobre i mi nie smakowało. (a niby jakieś toffi, jakiś karmel... nieważne).

IPA Gold




Ta lepsza IPA. W przeciwieństwie do poprzedniczki, tutaj odrobinę bardziej czuć było orzeźwiające owoce, i przede wszystkim miało goryczkę. Marną, bo marną, ale przynajmniej jakąś. Jednak też jedno ze słabszych piw z tej amerykańskiej lidlowej serii.


Generalnie to nic zajebistego, ani nawet nic bardzo dobrego się nie trafiło. Z drugiej strony nie mogę narzekać, no bo spójrzmy trzeźwo (może blog o piwie to nie najlepsze miejsce do takich rozważań), czego się można było spodziewać? Bujnych owoców? Potężnej goryczki? Ekstra palonej kawy? Intensywnej wędzonki? No właśnie nie bardzo. To są po prostu mniej lub bardziej, ale solidne angielskie ale. I tyle. Na specjalne wyróżnienie zasługuje na pewno Late Red, Bellhaven Black Scottish Stour oraz ex aequo Paluch Biskupa i Abbot Ale. No i Ginger Beard, ale to tak jak wspominałem, w kategoriach przyrodniczej ciekawostki, ale raczej nie w kontekście powrotru do któregoś z nich w przyszłości.