środa, 30 września 2015

Stout Cieszyński

Stout Cieszyński
Browar Zamkowy Cieszyn



Przy degustacjach cholernie ważną rzeczą są tak zwane pre-oczekiwania. To, z jakim nastawieniem podchodzi się do piwa i czego się spodziewa. Czasami ma to ogromny wpływ na ocenę, a przede wszystkim na końcowe wrażenia, i to, jak się piwo zapamiętuje. Przedstawię ten mechanizm na przykładzie Stouta z Cieszyna, ale do samego wątku wrócę na końcu recenzji.  Piana śliczna, bujna, drobnopęcherzykowa w barwie brązowawej, zupełnie jak na czarnej kawie. W dodatku łatwo ją wzbudzić ponownie w trakcie picia, więc bawiłem się tym nie raz. Kolor bardzo ciemny brąz/prawie czarny, leciutkie refleksy. Z butli pachnie mocno palonością, troszkę czekoladą (słód czekoladowy), troszkę karmelem (muszę pisać jaki słód?), trochę kakao. Nie czuć w ogóle wanilii oraz papryczek chilli, które również są wymienione w składzie. Pojawiają się one dopiero w smaku. Na początku wanilia bardziej intensywnie, po kilku łykach przyrywa ją pikantność. Samych papryczek nie czuć, ale zostaje na języku uczucie ostrości. Jeśli chodzi o zasyp słodowy, to w smaku czuć mocno to kakao właśnie. Schludny balans między słodowością a wytrawnością, choć może jest nieco zbyt wodnisty, mógłby mieć ciupkę więcej ciała. Całkiem aksamitne. Przyszła w końcu kolei na fanfary i ocenę końcową - piwko dobre! Wszystko to, co powinno być wyczuwalne, jest wyczuwalne, nic nie zostało spieprzone, dziwnych aromatów brak. Nawet zauważalnie ostre. Byłem o włos od napisania "zaskakująco dobre", bo właśnie tu dochodzimy do sedna mojej poczatkowej dygresji. Zaskakujące, bo spodziewałem się czegoś gorsdzego. Spodziewałem się, że co nieco mogą popsuć piwowarzy z Cieszyna.  Ustrzegli się oni tego tworzac niezłe piwo. Tylko lub aż niezłe. Ostatnio piłem ich porter, i nie będę owijał w bawełnę, słaby był. Najlepsze co do tej pory od nich kojarzę, to double IPA, które nomen omen też było po prostu niezłe. Ale ja zapamiętam "ej, dobry ten stout, pijalny!" W głowie zostanie mi pozytywne zaskoczenie.Boże, chroń nas od uprzedzeń, starajmy się być obiektywni. Chociaż może z drugiej strony, lepiej być mile zaskoczonym, niż przykro rozczarowanym?

poniedziałek, 28 września 2015

Citra

Citra
Browar: Doctor Brew
Styl: Session IPA



Session IPA? Średnio. Bardziej smash IPA. A jeszcze bardziej to smash AIPA czy nawet APA. Smash, czyli single malt single hop - konkretnie słód pale ale i chmiel Citra, jak sama nazwa wskazuje. Thank you Captain Obvious! Ciemne złoto, jasny bursztyn. Nieprzejrzyste. Obfita, bardzo drobnopęcherzykowa piana. Pięknie i cudownie wygląda, co ciekawe jest nawet w tym trunku coś lepszego niż wygląd. A mianowicie aromat. Pachnie na prawdę cudownie. Chmiel Citra to po prostu skondensowane owoce cytrusowe. Koszyk z nimi. Co tam, nawet same owoce nie pachną tak intensywnie. Chmiel jest dużo bardziej owocowy, bujny i orzeźweiający. Przepysznie. W smaku jest już niestety gorzej, choć oczywiście pod żadnym pozorem źle. Dobrze, ale już tak nie zachwycająco. Owocowa rześkość cytrusów skontrowana umiarkowaną goryczką około 50 IBU. Także Citrtą można osiągnąć IPową/AIPową gorzkość, choć nie jest ona jakaś specjalna, ot przyzwoita. Najwięcej zdecydowanie można osiągnąć chmieląc na aromat. Piwo ponadto jest dosyć wodnite i zdecydowanie wytrawne. Ale czegóżby innego się spodziewać po smashu. Bardzo solidny twór Doctora Brwii który zachwyca aromatem. Zdrówko!
P.S. Tak podczas degustacji zacząłem się zastanawiać, czemu jeszcze nie wymyślono perfum o zapachu amerykańskich chmieli. A może już wymyślili, a ja o tym nie wiem? Jeśli tak, to proszę dawać znać, bo bardzo chciałbym pachnieć Citrą albo Mosaiciem. Bardzo.

sobota, 26 września 2015

Porter Łódzki

Porter Łódzki
Browary Łódzkie
Styl: Porter Bałtycki


Nie miałem jeszcze przyjemności degustować na blogu niczego z puszki, jednak jak doskonale widać na tym przykładzie, zawsze przychodzi ten pierwszy raz. Bardzo mnie z resztą ciekawi, dlaczego browary Łódkie zdecydowały się na taką właśnię formę rozlewu. Mam nadzieję, że nie muszę dla was obalać mitu, że piwo w puszce jest w jakiś sposób gorsze i mniej smaczne niż z butelki? Wiecie o tym doskonale, że to żadna różnica? Uff, kamień z serca. Choć oczywiście w puszkach stosują byczą żółć zamiast chmielu, ale o tym zapewne też doskonale wiecie. Koniec offtopów, wracajmy do tematu. Kolor czarny jak odbyt Afroamerykanina. Może jakieś śladowe rubinowe refleksy, chociaż degustacja nocna przy delikatnie mówiąc średnim świetle, więc nie ma się co sugerować moimi ocznymi wyczynami. Piana niewielka, lekko beżowa, drobnopęcherzykowa. W zapachu wyczuwalne są mocno nuty słodowe (4 słody, o czym Łódzcy piwowarzy nie omieszkali poinformować nas prawie tak nachalnie, jak o nazwie tego piwa na puszce). Konkretnie jest to gorzka czekolada, troszkę kawy, słodowość i może minimalnie śliwka, ale to ledwo zauważalnie. Smak jest przyjemny, mocno słodowy także. Broń Boże, to nie jakiś ulepek, ale czuć te 22% ekstraktu. Odwrotnie propocjonalnie jest z zawartością alkoholu, gdyż niemal 10% woltażu jest totalnie niewyczuwalne. Jedynie grzeje przełyk, a i to nie jakoś specjalnie nachalnie, żeby o grzaniu alko w przełyk nie powiedzieć "subtelnie". Jak ktoś szuka subtelności to się rozkoszuje muzyką klasyczną w swoim towarzystwie, a nie topi smutki samotności tankując alkohol. Znowu się rozpisałem nie na temat. Smak portera jest zgodny z wytycznymi stylu, jest czekoladowo, kawowo, paloności mało, śliwki i piernika mało, w trakcie ogrzewania pojawia się trochę więcej śliwki. Największą zaletą tego trunku jest świetne wywarzenie. Piwo nie jest przegięte w żadną stronę. Mocno słodowe, ale nie zbyt słodkie. Gorzkie, ale nie męczy. Słodkie, ale się nie nudzi. Mocne i słodowe w smaku, ale nie gęste. Pijalne i klarowne, ale nie wytrawne. Na prawdę świetne proporcje. Podsumowując, jeden z najlepszych porterów na rynku, obok Portera Warmińskiego. I oczywiście Perły Porter z kija (lokalny patriotymz alert!)

czwartek, 24 września 2015

Szybkie piwko #3

Mam nadzieję, że nie wzieliście tych wszystkich moich zachwytów nad Owocowe Love'ym tak zupełnie na serio. Pewnie się trochę pogrążę, a kariera międzynarodowego sędziego legnie w gruzach, ale muszę przyznać, że piwko degustowałem na drugi dzień po srogiej imprezie, i jeszcze byłem dosyć mocno zbombiony. Trochę przesadziłem, ale... tylko trochę. O taki kraft walczyłem na barykadach piwnej rewolucji.

Imperator Bałtycki
Browar: Pinta
Styl: Imperial baltic porter



Leje się, oj leje. Co to jest za piwo. Sto serduszek i tysiąc buziaków. Kocham.

Orthodox
Browar: AleBrowar
Styl: English IPA



Klasyczne angielskie indyjskie blade ale. Uwarzone z zamysłem oddania wszystkich charakterystycznych cech stylu. Miała być encyklopedia, co wyszło? Tani romans. Ładny, ciemny bronz, średnia, przyjemna, drobnopęcherzykowa piana oblepiająca szkło. Korzenny zapach i smak. Srednia goryczka. I to w zasadzie tyle, lepiej gdyd\bym dalej zamilkł. Ale muszę napisać o diacetylu - masełku w smaku, szczególnie po ogrzaniu. Ściągająca goryczka - garbniki.

Ciemne Pszeniczne
Browar: Miłosław
Styl: Dunkelweizen



Przyjemny dunkelweizen w dobrej cenie. Rześki, nawet lekko kwaskowy. Jedynie przeszkadzała mi nuta alkoholowa która nijak nie współgrała z resztą piwa, była jak gdyby gdzieś obok. 

East Coast IPA
Browar: Greene King
Styl: IPA




The greatest IPA i've ever drink in my life! Ostatnia butelka która kisiła się na półce. A tak już zupełnie szczerze, to:
- DMS - w zapachu kapusta, w zasadzie przypalona kapusta, a wiem coś o tym, bo dzień wcześniej odgrzewałem gołąbki i nieco je przypaliłem. Poza nią generalnie gotowane warzywa w smaku.
-Merkaptan prenylowy - aromacik lekkiego skunksa.
- popiół - lub generalnie aromat przypalonego jedzenia. Trochę też, jakby w zasypie użyto zbyt dużo słodów palonych, których nie było, no ale...
Ale wiecie co? I tak to piwo lubię i szanuję. Możecie mnie nazywać dziwnym. I tak ewidentnie coś ze mną nie tak.

wtorek, 22 września 2015

Owocowe Love

Owocowe Love
Browar na Jurze
Styl: Fruit beer (tak, sam się mocno zastanawiałem jaki styl wpisać, musiałem zasięgnąć opinii internetów) 




Niech kwasy alfa i beta się chowają! Co tam Pinta, jak mamy Browar na Jurze! Kiedyś degustowałem inne "owocowe" piwo z tego browaru, i zjechałem je jak burą sukę. A dzisiaj co? Jak mawiał klasyk "Jest dobrze w ch*j, lecimy tutaj!" Generalnie jestem w takim szoku, że pozostaje mi napisać: Owocowe Love > RISy, portery i barley wine'y > każde piwo > kompot > woda > chaty z gówna > ... > milion innych rzeczy. Generalnie o takie piwo walczyłem! Co tam amerykańskie chmiele, co tam berliner weissery, ja chcę być tak pozytywnie zaskakiwany codzień. No dobra, chociaż co drugi  Żeby się od dobrobytu w dupie nie poprzeweracało. A Kopyr pytał, kiedy się skończy piwna rewolucja, kiedy skończą sypać ten amerykański chmiel łopatami do wszystkiego aż do porzygu. No i skończyli, tutaj na naszych oczach dzieje się Prawdziwa Piwna Rewolucja 1.2. Po prostu czuję się, jakbym pił kompot, a gdzieś w tle świta "to uczucie", że jest cudownie. Nawet nie wiem jak to opisać. Wygląd - kompot z czerwonych owoców, nawet śliczna różowa piana. Fajnie oblepia szkło. Piwko jest strasznie gęste, aż zawiesiste. Zapach - na pierwszym planie aronia, w tle miodowość. Smak - aronia, czarna porzeczka. Jest tak owocowo, że wydaje mi się jakbym siedział na obiedzie niedzielnym u babci i popijał kompocik między rosołem a schabowym. Ale, żeby nie było za słodko, jest też solidna kwaskowość - bakterie kwasu mlekowego. Jakby postały trochę dłużej, to wyprodukowałyby skwaśniały kefir. A że nie stały, to tworzą świetną kontrę dla tej owocowości. Piwo jest cudownie orzeźwiające. Chce się go więcej i więcej. Ciągle mało. Polecam kupować w ciemno. W końcu Owocowe Love czarne.

niedziela, 20 września 2015

UZI

UZI
Browar: Kraftwerk
Styl: White IPA



Biała IPA to czasem połączenie witbiera z IPą, a czasem zwykła IPA na pszenicznych słodach. Tutaj mamy do czynienia z tą drugą opcją. Kolorek fajny, złoty, ciemnozłoty. Nieprzejrzyste. Piana drobnopęcherzykowa, oblepiająca troszkę szkło, ale o dziwo niezbyt wielka, mimo standardowego nalewania poprzedzonego transportem w koszyku rowerowym. I pomysleć, że bałem się, że jak odkapsluję, to wybuchnie. A tu taka niepsodzianka. Pachnie przyjemnie, cytrusowo. Jest Mosaic, czyli grejpfruty i leciutkie kwiatuszki. Pojawia się gruszka! Odpowiedzialne za to chmiele El Dorado i Calypso, wystąp! Aromacik przyjemny, mocno owocowy. Przywodzi mi na myśl także te żółte cytrusy w postaci cytryny. W smaku to samo, szczególnie bardziej wyczuwalna gruszka. Jednak bardziej na początku, w trakcie picia, w miarę ogrzewania i utlenianiania wyczuć można więcej słodkich owoców pestkowych, oprócz gruszki powiedziałbym papaja! Jak Wiesław Wszywka, gdyż w sumie to nie wiem jak smakuje papaja. Nigdy nie próbowałem, tak jak on nie jadł malin, czy innych brzoskwiń. Może bardziej nektarynki, albo arbuz. Coś takiego czuję. Dodane płatki ryżowe owocują przyjemną aksamitnością na języku. Goryczka średnia, oczywiście jak na IPę. Przyjemna, szybko ustępująca. I ta gruszka zostaje na końcu, rzeczywiście. Kozak! Po degustacji skonsumuję ten wspaniały owoc. Samo piwko przyjemne, zasługuje na plusik.Mało w nim "białości", bardziej to american IPA z ciekawymi chmielami.

sobota, 19 września 2015

American IPA

American IPA

Browar: Kormoran




Wszystko w tym piwie jest na miejscu. Głęboki, bursztynowy kolor. Klarowność. Niskie wysycenie. Spora, drobnopęcherzykowa piana która utrzymuje się na powierzchni trunku długo i wspaniale oblepia szkło. Świetny, bujny, cytrusowy oraz kwiatowy aromat. Dużo chmieli amerykańskich, praktycznie cała śmietanka piwnej rewolucji w pół litrze. Na języku owocki, cytruski, slodkawe nutki kwiatowe oraz leciutka słodycz karmelowa. Wszystko jest tak wzorowe, że sprawia wrażenie, jak gdyby były to... perfumy? Na końcu raczy nas oczywiście indyjsko blado ale'owa goryczka, średnioa w kierunku wysokiej.Utrzymująca się na języku, ale też w pewien sposób owocowo-kwiatowa. Lub po prostu nie można się pozbyć tej pierwszej fali aromatu. Szalenie wytrawne.
Piwko nie jest w żaden sposób rewolucyjne, odkrywcze, ale za to stanowi kawał świetnej, wręcz perfekcyjnej roboty i praktycznie idealne odwzorowanie stylu. Nic tylko pić, i pić. Spokojnie top3 AIPAów na rynku.

czwartek, 17 września 2015

Szybkie piwko #2

Sanrajza
Browar: Pinta
Styl: America amber wheat


Bardziej niż bursztynowy pszeniczniak to bursztynowe ale. Mocno amerykańskie, pszenica gra bardziej w wyglądzie i konsystencji niż w smaku. Spora (wbrew pozorom) piana, generalnie ładnie wygląda. Piękny głęboki bursztyn. Tak jak pisałem, mocno amerykańskie, cytrusowe, egzotytczne. Goryczka średnia, niestety pod koniec degustacji szczególnie, zaczęła być nieco ściągająca (garbniki?)

Lwowskie
Browar Lwowski
Styl: Porter bałtycki



Nie smakuje mi ten poptep. Bardzo średni ten poptep, i to już w zasadzie jeśli chodzi o kanony stylu. W zapachu jest przywoity, ale łychy dziegciu zaczynają się później. Jest zdecydowanie za bardzo wysycony jak na poptep bałtycki. Na początku nagazowany jak jasny lager koncernowy z kija - byle tylko zamaskować to wielkie nic które oferuje w smaku. Po drugie, zbyt wysoka goryczka. Jest nieprzyjemna, zalega w ustach. Nein udanen eksperiment.

Sztukmistrz
Browar: Piwne Podziemie
Styl: Lubelskie pale ale




LPA? A to nie rejestracja parczewa? Nie, to nowy styl piwny! Uwarzone specjalnie na Lubelski Festiwal Smaku anno domini 2015. Blade ale na lubelskich chmielach.Iunga, Oktawia i Sybilla. Spoglądam na notatkę z telefonu, zeby sobie nieco przypomnieć. A co mi tam, zacytuje sam siebie: "Sztumistszcz dobry. Absolutny Brak Piany, smakuje trochę liczi, trochę winogronami. Goryczka 40 IBU na oko (język?). Ja bym powiedział, że to session IPA, a nie lubelskie pale ale". No, to generalnie się zgadzam.

Bursztynnik
Browar: Profesja
Styl: Amber ale



Pierwsze w historii bloga na prawdę zgniłe piwo! Na prawdę zgniłe. Na prawdę. Zakupione po kosztach z datą tydzień po końcu ważności. Niestety skwaśniało. Oczywiście jednak jak na prawdziwego polaczka przystało, nie wylałem do zlewu, wypiłem do końca. Musiało być jakoś strasznie źle przechowywane, skoro już tydzień po terminie było nie dobre. Bo żeby w jakiś uwłaczający sposób było warzone (rozlewane) to njie podejrzewam Profesji, broń Boże. No nic, szkoda, zwłaszcza, że mam na półce już AAA od Wrężla (Wrężela?), więc mógłbym porównać.



wtorek, 15 września 2015

Hard Bride

Hard Bride
AleBrowar
Styl: American barley wine



Tym razem kolejne piwko, które znalazłem na końcu mojej podręcznej półeczki z przysmakami. Nie wiem za bardzo, czemu się ostała (określenie 'do leżakowania' jest jeszcze nie na miejscu, bo miesiąc po terminie). Po prostu gdzieś zaległo na końcu między porterami. A jak powszechnie wiadomo, leżakowanie piw chmielonych amerykańskimi chmielami mija się z celem, gdyż z czasem coraz bardziej tracą swój charakterystyczny aromat. Sprawdźmy zatem, co oferuje nam AleBrowar oraz co się zmieniło w samym piwie po krótkim okresie karencji na półeczce.
Po odkapslowaniu mieszkanie wypełnia wspaniały aromat. W zasadzie można wyróżnić dwa strumienie w tym złożonym zapachu, pierwszy to orzeźwiająco-cytrusowe aromaty chmielenia Mosaiciem, Chinookiem oraz Simcoe'em, natomiast drugi to winna owocowość. Nawet teraz, kiedy piszę to pare godzin po degustacji to oblizuję wargi. Przelewając zawartość butli do szkła oczom ukazuje się intensywny bursztyn wraz z ładną, drobnopęcherzykową pianą, która towarzyszy pijącemu dłuższy czas. Wysycenie zauważalne, choć generalnie niskie. W smaku cuda i wianki. Najpierw cytrusowe pyszności jako przystawka, potem słodziutkie fermentowane winogrona i pijemey Kadarkę do obiadu, a na deser pokaźna goryczka (110 IBU) czyli ewidentnie grejpfrut. O ile ta pierwsza fala smakowa jest szalenie owocowa i mocno słodkawa, to intensywna goryczka daje nam popalić i nie pozwala się zanudzić słodkawymi nutami. Finisz oczywiście jest przyjemny mimo swojej mocy, pasuje, nie ściąga i nie zalega w ustach. Muszę także przyznać, że piwo jest bardziej wytrawne niż butelka z tej samej warki, którą piłem kilka miesięcy temu. Mocniej czuć winność, mniej amerykańskich chmieli (podobnie jak ta warka, która trafiła po warzeniu do leżakowania w beczce po whisky,. po czym miałem przyjemność spróbować jej U fotografa). Piwo jest wspaniale ułożone i zbilansowane, dzięki czemu uniknięto możliwości zmęczenia piwosza zbytnią słodkością. Świetna sprawa. Prawie się zakochałem. Mogę w zasadzie się żenić. Tylko dlaczego ta kryzysowa narzeczona jest wampirzycą? Chociaż z drugiej strony, może mnie ugryzie, i zostanę praktycznie nieśmiertelny, co da mi możliwość zdegustowania zdecydowanie większej ilości piw, niż podczas tego słabego i krótkiego ludzkiego istnienia. Tomek Kopyra by się cieszył, wszak "życie jest zbyt krótkie, żeby pić słabe piwo"!

środa, 9 września 2015

Saxy Berry

Saxy Berry
Browar: Doctor Brew
Styl: Barley wine



Wyjątkowe piwo,. wyjątkowe barley wine. Doktorzy brwi użyli przy warzeniu tego 10%owo alkoholowego potworka amerykańskich chmieli, czarnej porzeczki, płatków z beczki po whisky oraz tajemniczych drożdży, których nie ujawnili na etykiecie. Przydałby się Scooby Doo, aby rozwiązać tę zagadkę. Kolorek bursztynowy, piana mimalna, taka na granicy przyzwoitości, aby było cokolwiek. Intensywny aromat unosi się ze szkła, a można w nim wyczuć przede wszystkim amerykańskie chmiele, cytrusy, egzotyczne owoce, oczywiście również czarną porzeczkę, co powoduje taką lekką cierpkość zapachu oraz lekką słodowość, przede wszystkim słód karmelowy. Warto odnotować, że jest niefiltrowane i pływa w nim mnóstwo farfocli. Płatki z beczki po whisky? To pierwsze moje podejrzenie, ale byłbym rad, gdyby ktoś mnie mógł poprawić jeśli się mylę. Konieczne jest również poczynienie przeze mnie pewnej uwagi natury technicznej.Mianowicie zakupiłem tego specyfiku sztuki dwie, jedną wypiłem od razu po nabyciu, co było w okolicach maja/czerwca, natomiast druga, właśnie degustowana, uśmiechała się do mnie na półeczce do tej pory, co zaowocowało prawie dwumiesięcznym przekroczeniem okresu przydatności do spożycia. Nie jest to oczywiście nic złego w przyapdku stylu barley wine, aczkolwiek ten konkretny egzemplarz poprzez zawartość w sobie amerykańskich chmieli oraz czarnej porzeczki mógł nieco zubożeć na orzeźwiającym aromacie kosztem wytrawności. I tak też się w istocie stało. Porównując swoje doświadczenia z pierwszej i drugiej butelki, muszę nadmienić, iż ta pierwsza była bardziej owocowa, a ta druga wydawała się z kolei bardziej wytrawna, alkoholowość przywodziła mi trochę na myśl właśnie whisky. Choć oczywiście zaznaczam, że amerykańskie chmiele, tak jak w zapachu, pojawiają się również dosyć intensywnie w smaku, mniej wyczuwalna jest jednak czarna porzeczka. Goryczka średnia w kierunku niskiej, niewiele większa niż niskie wysycenie. Samo piwo jest gładkie i jeśli mogę tak powiedzieć aksamitne, rozlewa się po języku i w ustach niczym jedwab na skórze. Świetne, charakterystyczne, oryginalne piwo, które polecam każdemu. Złożoność aromatu daje wspaniałe wrażenia, którego zmiany w czasie wykorzystałem do dotatkowych eksperymentów. Mucios gracias Doktorom brwi!
P.S. Oczywiście piwerko degustowałem w ten spm sposób, co Tomek Kopyra z blogu Blogkopyra.com, czyli w hawajskiej koszuli rozpiętej od góry na trzy guziki. (without pics, but really happen).

niedziela, 6 września 2015

Szybkie piwko #1

Dziś troszkę inna formuła notki, wracam do piw, które piłem wcześniej, ale jakoś nie miałem czasu na bieżąco opisywać oferowanych przez nie doznań. A że pamięć już nie ta, więc napisanie pełnowartościowej notki staje się niemożliwe, więc chociaż jakieś najważniejsze myśli zanotuję, co by pozostał po nich jakiś ślad.
Poza tym oczywiście, chcę pokazać dowód, żebyście nie pomyśleli sobie, że jak nie wrzucam nic, to nic nie piję. Piję, i to sporo.

Pszeniczne
Browar: Okocim
Styl: Hefeweizen



O dziwo zaskakująco dobry pszeniczniak. Dokładnie taki, jaki powinien być. Co więcej, bardzo orzeźwiający, bardzo pijalny, nawet lekko kwaskowy. Idealny na upały. I to wszystko za 4zł, więc stosunek cena/jakość kozacko korzystny. Ciekawostka: jest to prawdopodobnie litewskie piwo Baltas White, jedynie rozlane przez Carlsberga do innych butelek.




Uncle Helmut
Browar: Faktoria
Styl: American hefeweizen



Jak wyżej, bardzo przyjemny pszeniczniak. Na poziom wyżej wznosi go jednak chmielenie amerykańskimi chmielami. Są one użyte w niewielkiej ilości, co daje optymalny efekt, mianowicie leciutkie posmaki cytrusowe, przy czym absolutnie nie przykrywa charakterystycznych aromatów hefeweizena, czyli banana i goździków. Idealne na lato.

Król lata
Browar: Pinta
Styl: Witbier



Treściwy witbier. Zapamiętałem jego aksamitność (kleistość płatków owsianych użytych w zasypie). Bardzo dobry witbier.

American Witbier
Browar: Doctor Brew



Tutaj z kolei mamy do czynienia z pomarańczą w płynie (nie mówię oczywiście o orange juice, może być pomidorowy). Wszędzie pomarańcza. Wizualnie, w smaku, w zapachu. Najbardziej pomarańczowe piwo. Co w sumie jak na witbier jest okej.

Gdybym miał robić porównanie degustowanych ostatnimi czasy przeze mnie witbierów, to moja prywatna klasyfikacja wyglądałaby tak:
1.Białe IPA\Artezan
2. Król lata\Pinta
3. American Witbier\Doctor Brew

Lost Weekend
Browar: Raduga
Styl: Rye india black ale




Tym razem to co najbardziej pamiętam, to palona szyszka. Taka podpiekana, rześka żywica. Las. Płonie. I porządna goryczka. Bardzo dobre piwko. W sumie to nawet możnaby się pokusić o przegatunkowanie na ryżową black IPĘ plus to już słynne trollowanie, z jednej strony butelki black ale, z drugiej strony szkła red ale. Pomóżcie mi proszę, bom daltonista.








sobota, 5 września 2015

Spoko Marocco

Spoko Marocco
Browar: Alebrowar & Pinta & Piwoteka Narodowa
Styl: Pepper Pale Ale



Piwo urodzinowe uwarzone w kolaboracji przez trzy zacne browary, zapowiadało się ciekawie ale czuję lekkie rozczarowanie. Kolorek złotawy, piana niewielka i szybko ginąca. Pachnie dosyć intensywnie, amerykańską goryczką (Columbus, Chinook), nieco pieprzeni (czarny, mielony pieprz marokański), lekko korzennie i orientalnie, ale nie przywodzi to u mne na myśl skojarzeń z kardamonem, który też został użyty w procesie warzenia, lecz bardziej jak orientalne zapachy perfum, trochę chemicznie. Da się wyczuć także nutki słodowe, w szcególności słód zakwaszający, co jest zrozumiałe przy tworzeniu lekkiego (tylko 11,5 % ekstraktu), sesyjnego, wakacyjnego, jasnego piwa które ma być pijalne nawet dla laików. Chilliheady nie będą zachwycone, w smaku owszem da się wyczuć ostrość i pieprzność, ale nie jest ona jakoś specjalnie intensywna. Generalnie jej poziom można określić jako zadowalający. Największym minusem jest to, że w tym piwie nie dzieje się prawie nic na początku. To znaczy nie ma żadnej kontry dla tej lekkiej pieprzności, przez co jest zbyt ubogie i mało złożone w smaku. Kosztem tej złożoności osiągnięto wysoką pijalność, no ale jak chcę wypić wodę to sobię idę i nalewam szklankę. Też jest mokra. Chmiel dał mimalną goryczkę, której posmak w ustach i tak przykrywa lekka ostrość. W smaku od czasu do czasu wciąż pojawiają się chemiczne nuty orientalnych perfum.
Piwko nie jest oczywiście jakieś tragiczne, można je wypić, ale spodziwałem się sporo więcej i jestem niepocieszon.

środa, 2 września 2015

Hades

Hades
Browar: Olimp
Styl: Russian Imperial Stout




RIS JEST KRÓLEM PIW JAK LEW JEST KRÓLEM ZWIERZĄT. A przynajmniej taka krąży obiegowa opinia w środowisku. Nie do końca się z nią zgadzam, bo o ile oczywiście cenię ten styl, to uważam, że barley wine, a czasem nawet poreter bałtycki, jako, że to chyba mój ulubiony gatunek, co najmniej dorównują mu. Dzisiaj jednak mamy do czynienia z wyjątkowym RISem. Hades jest wyjątkowy pod kilkoma względami. Po pierwsze jest chmielony amerykańskimi chmielami (Galaxy, Chinook, Cascade). Po drugie dodano do niego mleko w proszku, co jest lekko zastanawiające. gdyż o ile z laktozą w kilku milk stoutach się spotkałem, to mleka w proszku jeszcze nie widziałem w piwie. Dziwne jest to ponadto, ponieważ jak powszechnie wiadomo laktoza to cukier, więc służy przy okazji do dalszej fermentacji/refermentacji drożdży, to w mleku w proszku mamy do czynienia poza cukrem również z innymi składnikami, na przykład z białkiem oraz innymi rzeczami, co raczej nie jest do końca mile widziane w piwie. Po trzecie, wrzucono do Hadesa także trzy różne gatunki ostrych papryczek. Po czwarte, kozackie opakowanie w postaci świetnej etykiety na dobrym papierze oraz lakowanej (!) szyjce wraz z kapslem. Świetny pomysł, nie przeszkadza w otwieraniu a czujesz się dzięki temu bajerowi dobre pół metra nad podłogą, szukając swego ego pod sufitem. Przejdźmy zatem do konkretów, czyli jak ten rozbudzony apetyt został zaspokojony. Jak Pan Bóg przykazał, piany brak. Kolor czarny jak szatan a nawet Hades, Sauron i Dementrorzy.W ogóle nie przejrzysty, zero jakichkolwiek refleksów. W zapachu jest pikantność! Hurra! Wyczuwam aromaty ostrej papryczki i pieprzność. Ponadto, odnajduję nuty paloności, leciutkiej czekolady mlecznej i właśnie kawy z mlekiem. Złożony i bardzo przyjemny zapach. Smak dorównał oczekiwaniom. Jest pikantnie, w każdym łyku zostaje ostrość na języku, jest wyraźna i dobrze wyczuywalna. Jednocześne wcale nie przeszkadza w spożywaniu, wręcz przeciwnie, bardzo dobrze komponuje się z resztą zawartości, świetnie podkreślając moc każdego łyku. Bo nie muszę dodawać oczywiście, iż 12% alkoholu jest absolutnie niewyczuwalne? Za to 25% ekstraktu i owszem, powiedziałbym, że jest wybitnie aksamitnie, a nawet nieco oleiście. Ostrość smaku niweluje nuta kawy z dużą ilością mleka. Pierwsze piwo, które jednocześnie posiada w sobie akcję i reakcję - ostre papryczki i mleko! Całe bogactwo doznań podsumowuje palony wytrawny finisz. Niezwykle udane piwo, nie jest przegięte w żadną stronę, ani za ostre przez papryczki, ani za słodkie przez mleko, ani zbyt zamulające. Nawet zadziwiająco rześkie jak na styl i swój woltaż. Problem jest jedynie z chmielem, ale może to i dobrze, że nie da się o nim prawie nic powiedzieć, bo to już mogłaby być lekka przesada i za dużo dobrości naraz.
Żeby krótko podsumować ten lekko niespójny wywód, napiszę, że super piwo 8/10 chociaż Bałtycki Władca lepszy.