Diggler
Browar: Kingpin
Styl: Hazelnut porter
Dirk Diggler, czyli jeden z moich ulubionych kinowych bohaterów. Główna postać w chyba najlepszym filmie Paula Thomasa Andersona - Boogie Nights. Czy to piwo, jak Dirk, posiada 13-calowego penisa? Nie bardzo. W zapachu są orzechy, faktycznie. Wpadają trochę w czekoladę, ale w ogóle brak paloności. Po przelaniu do szkła oczom ukazuje się ładna piana, w miarę drobnopęcherzykowa. Aż groteskowo oblepia szkło. Biszkoptowa. Barwa ciemnobrunatna, refleksy. Wysycenie niskie. Ogólnie dosyć wodniste piwo, żeby nie powiedzieć cienkie. W zasadzie ekstrakt to jest jedyne co łączy piwnego Digglera z filmowym Digglerem - 13% i 13 cali. Smak nie należy do najbardziej złożonych. Na początku lekka słodowość z dominacją czekolady, potem właśnie lekki posmak orzechów, ale bardziej tych włoskich, lekko gorzkawy i ziemisty. Zauważyłem pewne podobieństwa do aromatów niektórych nowozelandzkich chmieli, ale oczywiście w granicach rozsądku. Nie wiem, czy potrafiłbym tę orzechowość właściwe zdefiniować, gdybym nie wiedział, że to porter orzechowy. Ale faktycznie, jest coś takiego. Owa orzechowa gorycz przeradza się w goryczkowy finisz, średni w kierunku niskim, ale bez wad i w miarę przyjemny. Faktycznie w przypadku nowego produktu od Kingpina widać różnicę między porterem a stoutem. Po pierwsze brak jęczmienia palonego w porterze, tylko słody palone, po drugie lekka orzechowość, po trzecie mniej ciała (oczywiście uśredniając, bo tyle podgatunków stoutu się narobiło, że ciężko wyciągnąć generalne wnioski). Podsumowując piwko przyjemne, mogłoby mieć więcej ciała. I bardziej wyraziste orzechy w smaku. Ale nie ma co kręcić nosem, kolejne w miarę ciekawe piwo na rynku, więc dusza prawdziwego miłośnika kraftu się raduje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz