środa, 20 stycznia 2016

Talia

Talia
Browar: Olimp
Styl: Gose




Jej urok ukryty jest już w znaczeniu imienia, Talia - "rozkoszna", "kwitnąca". Muza komedii i opiekunka sztuki. Nazwa dobrze dobrana do stylu i do piwa, gose nadałoby się na jakąś dobrą inbę u Dionizosa. A nawet bardziej na kaca po takowej. Klasyczne gose z płatkami owsianymi chmielone Aurorą. Prawie 12% ekstraktu, prawie 5% alkoholu. Aż żal, że za oknami nie ma upalnego lata. Z butelki lekko kwaskowo, z kolendrą, można wyczuć świeżo ściętą trawę, lekkie aromaty kwiatowe łamane przez galaretkę pomarańczową. Serio takie odczucie, wiecie, kiedy wsypie się proszek do wrzątku a potem powącha i spróbuje jeszcze takiej niezsiądniętej. W szkle złocista, mocno zmętniona, nieprzejrzysta barwa w połączeniu z obfitą pianą na początku prezentuje się okej. Niestety pianka szybko znika i potem już jest nieosiągalna jak typowy przyjaciel kiedy go potrzebujesz. Albo skarpetka do pary kiedy spieszysz się do wyjścia. Wysycenie jakieś tam jest, ale nie szczypie w język, który jest dodatkowo aksamitnie masowany dzięki wpływowi słodu pszenisznego oraz płatków owsianych. W smaku jednak nie ma galaretki, za to jest lekka kwaskowość, z podkreśleniem słowa "lekka". W zasadzie to piwo jest nawet słodkawe, szczególnie na początku. Po większej ilości łyków dopiero ujawnia się kwaskowość na dłużej. Bakterie kwasu mlekowego nieco się leniły. Oczywiście występuje też kolendra, po pewnym czasie wjeżdża także pszeniczna słodowość. Przyjemnie słonawe. Rześkie. Oczywiście zlałem całą butelkę wraz z drożdżowymi trupami z dna, więc pływały mi jakieś farfocle. Ja wypije wszystko, jak prawdziwy facet, a nie jakaś popierdułka czy inny beergej. W sumie to dawno nie wypiłem piwa tak szybko. Właśnie cumuję do dna sniftera, a jeszcze nie skończyłem pisać recenzji (o nie, nie będzie czego dopijać...).
Dobra, jednak skończyłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz