piątek, 30 października 2015

Czarna Wołga

Czarna Wołga
Browar: Artezan
Styl: Oatmeal stout




Legalna Moskwa, nad Czarną Wołgą mi się śni. Codziennie w radiu prześladuje mnie ten utwór muzyczny, więc nie mogłem się oprzeć, kiedy pani ekspedientka specjalnie dla mnie wyjęła spod lady świeżutki egzemplarz stoutu z płatkami owsianymi z Artezana. Standardowo, jak w każdym przypadku zetknięcia się z dziełem tego zacnego browaru, nie znamy pełnego składu. Z etykietki odwiedziałem się, że (poza oczywiście płatkami owsianymi) mamy tu do czynienia z trzema różnymi słodami palonymi. Rzeczywiście, coś w tym może być. Stout pachnie bardzo mocną palonością, palony jęczmień, intensywna kawa, czekolada. Bardzo mocno, czarno. Czarno jak na Groove Street. Absolutny brak piany oczywiście, ale gdy ją wymuśić, to biszkoptowa i ładna, szkoda tylko że tak szybko znika. Choć oczywiście rozumiem, że w stoutach nie o pianę chodzi. Tak na prawdę, to żeby w jakimkolwiek piwie chodziło o pianę... Nieważne. W smaku piwo lekkie, biorąc pod uwagę oczywiście konsystencję. Dosyć lekkie, mało ciała, 14% ekstraktu, wodniste. Alkohol zupełnie schowany, co nie było trudne przy 5,5% woltażu. Płynnie przechodząc do słodów, to jednak piwo ciężkie. Mocno palone, aromaty te same co w zapachu. W trakcie picia, zarówno nosem jak i kubkami smakowymi mocniej wyczuwamy lekką wędzonkę, która jednocześnie nadaje minimalnie kwaskowy posmak. Wędzoność czyni ten stout bardziej pijalnym, nie jest dzięki niej taki ostry i palony. Pomagają też płatki owsiane, każdy łyk aksamitnie rozlewa się po jamie ustnej. Pijalny, dobry z plusem.

poniedziałek, 19 października 2015

Underwater

Underwater
Browar: Raduga
Styl: American Saisson




Jak sama nazwa wskazuje, american saisson, czyli klasyczny belgijski styl. Oczywiście w interpretacji Radugi, bo przedrostek 'american' oraz chmiel Cascade trudno uznać za obecne od zawsze wśród Walonów i Flamandów. Z belgijskiej klasyki najwięcej zostało w fermentacji, która odbyła się płynnymi drożdżami WLP566.Owe małe skurczybyki dają charakterystyczną lekką kwaskowość oraz korzenność, jak przystało na Małą Belgię, i nie mówię tu o frytkach. W zapachu jest to odczuwalne, obok wyraźnych cytrusów, które buchają w nozdrza zaraz po odkapslowaniu. Ale coż się dzieje później - w miarę utleniania do nosa dociera co raz więcej czysto ziołowych aromatów. Po dłuższej chwili wąchania i zamuleniu, zacząłem się zastanawiać, czy przede mną jest kraft w snifterze, czy amol z cukrem na łyżeczce. Ech, jednak piwo, jak omylne są zmysły ludzkie. Po przelaniu aromat utrzymuje się ten sam, wzrasta nawet ziołowość. Brak słodowości, chociaż w smaku jest odczuwalna. Delikatnie oczywiście, jednak występuje. Piana ładna, gęściutka i oblepiająca szkło. Kolor specyfiku ciemny bursztyn/brąz, jasnobursztynowe/złote refleksy kojarzą się z typowym belgian blond ale. Kurczę, ziołowy zapach w połączeniu z tą etykietką z syreną rzeczywiście momentami może wysłać nasz mózg nad morze, a pod nos podetknąć nam glony. Coż za autosugestia. Piwo kompletnie klarowne, choć niefiltrowane. W smaku udanie balansujące między wytrawnością a słodowścią. Wysycenie średnie w kierunku nieskiego. Mózg po chwili namysłu krzyczy do palców "pal licho, napisz jednak niskie!" No to piszę: nawet niskie. Smak przedstawia się następująco: mocna ziołowość, lekkie cytrusy, troszkę żywicy, troszkę korzenności i troszkę kwaskowatości. Złożony, a zarazem dosyć gładki smak szybko przelewający się falami przez usta. Na kończu nawet coś w rodzaju goryczki, faktycznie  może 35 IBU. Ale nawet ona jest tak jakby... ziołowa. Nie da się ukryć, chmiel Wakatu zrobił robotę. A jako że jestem już lekko pijany, a film Underwater z '55 z Jane Russel zaraz się ściągnie, to żegnam Drogich Czytelników.

piątek, 16 października 2015

Oto Mata IPA

Oto Mata IPA
Browar: Pinta
Styl: Rice IPA




Tym razem mamy Japonię w szkle. Ryżowa IPA, chłopaki z Pinty w Browarze na Jurze uwarzyli coś, co ich zdaniem wygląda, pachnie i smakuje Krajem Kwitnącej Wiśni. Jak zatem wyobrażają sobie oni ojczyznę samurajów? Delikatnie, subtelnie i nastrojowo. Piwo jest jasniutkie, słomkowo żólte. Totalnie przejrzyste, i mam na myśli autentycznie totalnie. Bardziej przejrzyste niż Harnaś. Doskonale widać każdy pojedynczy bąbelek uciekający do góry,. mimo iż wysycenie jest raczej niskie. Z butelki do nosa wpada śliczna nuta kwiatowa, przywodząca na myśl orientalą florę kraju na wyspie. Być może to tylko myślenie życzeniowe, ale od razu pomyślałem o tych kwitnących drzewach wiśniowych. Jaśmin. W tle delikatna cytrynka, może minimalnie żywicy. Piana umiarkowana, stonowana, między przyzwoitością a litością. Oblepia i zostaje jednak na szkle. Subtelne, bielutkie drobnopęcherzykowe zwieńczenie słomkowej ambrozji. Czuć także lekką nutę ryżową, szczególnie gotowanego ryżu. W smaku jest orientalniue, mocno kwiatowo, lekko żywicznie. Ryż też się przebija, ale szalenie subtelnie. Piwo jest absolutnie wytrawne i wodniste. Choć o dziwo, jednocześnie, na początku występuje delkatna, syntetyczna słodycz. Na końcu zaś zdecydowanie wytrawna goryczka, którą ja określiłbym jako średnia, ale biorąc poprawkę na moje wypalone podniebienie, może ona być średnia w kierunku wysokiej. Intensywna, lecz krótka. W miarę picia i ogrzewania wyczułem także grejpfruta, czasem w połączeniu z tą słodyczą nawet mango. Na osobne zdanie zasługuje intensywny aromat ryżu, być może nawet ryżu jaśminowego, który ulatnia się podczas wzburzania piany i pobudzania zapachu. Dzięki płatkom ryżowym osiągnięto także efekt polegajacy na tym, iż piwo gładko i aksamitnie rozlewa się w ustach mimo wodnistości. Subtelna, a jednocześnie olśniewająca ta Pani Japonia w interpretacji Pinty. Można powiedzieć, że to kolejna zwycięska bitwa na wciąż przesuwającym się froncie piwnej rewolucji. Zdrówko.

niedziela, 11 października 2015

Crazy Mike

Crazy Mike
Browar: AleBrowar
Styl: Double IPA




Po pierwsze to nie Crazy Mike tylko Crazy Mikke. Po drugie, on nie kopie naszych dup chmielem, jak można wyczytać na etykiecie pośród morskich opowieści, tylko masakruje lewaków. Po trzecie, tu nie jest 100 IBU, tylko 50.  Pachnie ładnie, rewolucyjnie, ale nie jak rewolucja francuska, bo ta trochę śmierdziała szambem, ale rewolucja piwna, cytrusami i kwiatami. Cascade, Citra i Chinook robią swoje. Kolor - głęboki bursztyn, piana - średnia w kierunku obfitej, ładna, promienieje lekko bursztynem, choć śnieżnobiała i drobnpęcherzykowa. Piwo jest klarowne, wręcz przejrzyste. Jak woda. Jak woda jest również jego konsystencja, ponieważ jest szalenie wytrawne. Wytrawne, mimo cukru Candi White Sugar, który dosłownie przyćmił wszystko w tym piwie, przynajmniej tego dnia w moim domu, w moim odczuciu, na moim podniebienu. To był kiedyś jeden z pierwszych kraftów, jakie wypiłem w życiu. I choć od tego czasu prawdopodobnie nie minął nawet rok, to widzę, że jestem w zupełnie innym miejscu. To było na pewno jedno z pierwszych piw, jakie wypiłem w multitapie. Do dzisiaj pamiętam, że było ono dla mnie mega gorzkie. I to mega, krzywiłem się i rozglądałem dookoła w poszukiwaniu pomocy, ale jednocześnie jego aromat powodował to, że było... smaczne. Ale mega gorzkie.Tymczasem dzisiaj to piwo jest za słodkie. Zdecydowanie za słodkie. To nawet nie jest nuta karmelowa, to jest słodzony ulep, niczym syrop, choć muszę przyznać, że zadziwiająco wodnisty. Aromatyczny, lekko gorzkawy, ale jedocześnie słodki syrop. Goryczka może rzeczywiście wychodzić 100 IBU na testach, ale dziś na języku to ledwo 50. I to bardzo lekka, przyjemna. W smaku w miarę picia, poza tą ogromną słodyczą, więcej pojawia się nut kwiatowych, również lekką żywicę można znaleźć. Nie zrozumcie mnie źle, to jest dobre piwo, nawet coś między dobre a bardzo dobre, ale... Za słodkie. Brrrrr...

sobota, 10 października 2015

Porter Warmiński

Porter Warmiński
Browar: Kormoran
Styl: Porter bałtycki




Kozacki porter bałtycki i świetne piwo. Prawdopodobnie najlepszy porter bałtycki na polskim sklepowym rynku. W zapachu z butelki makabrycznie czekoladowe, kawowe i palone. Czuć, jakbny ten palony jęczmień użyty w zasypie był właśnie podpalany w tej chwili. Po przelaniu do szkła pojawia się wiecej słodowych, lekko słodkawych aromatów. Rubinowych refleksów w zasadzie brak, może tylko jakieś drobniutkie migają od czasu do czasu. Kolor czarny jak noc, czarna, bez gwazd. Jak czarna kawa i czarny chleb. Właśnie, pojawia się momentami nuta przypalanej skórki chleba. Piana dosyć obfita na początku, jednak szybko zaginęła i prawie nie wsytępuje. Można się przyczepić, że nie jest do końca drobnopęcherzykowa, pojawiają się większe bąbelki. Za to ma ładny, biszkoptowy kolor.Wysycenie średnie w zdecydowanie niskim kierunku, choć wyczuwalne. Aksamitne, szalenie aksamitne, śmierdzi mi trochę płatkami owsianymi. W smaku słodkie w zasadzie. Nie pamiętałem, że jest takie słodkie. Na prawdę mocno słodowe (22% ekstraktu). Poza tą słodkością można wyczuć czekoladę, kawę, lekko pieczoną skórkę chleba. Brak śliwki i piernika. Ogólnie mocno właśnie czekoladowe i kawowe, a przede wszsytkim słodkawość.Pije się cudownie, lekko, gładko i przyjemnie. Alkoholu nie czuć absolutnie, mistrzowsko ukryty. Mój faworyt wśród porterów bałtyckich.

środa, 7 października 2015

Chuck

Chuck
Browar: Solipiwko
Styl: American IPA




Chuck nie jest mętny, on matowi szkło. Gorycz Chucka czuć dwa razy. Chucka się nie pije, on się sam w ciebie wlewa. To najlepsze teksty jakie znalażłem na etykietce dzisiejszego piwka, nawiązujące oczywiście do jakże śmiesznych i oryginalnych dowcipów o Chucku Norrisie. Nie miałem do tej pory przyjemności z browarem Solipiwko, to ich debiut na Zgiłym Piwie, choć słyszałem bardzo dobre recenzje, szczególnie na temat ipmerial black IPA o wdzięcznej nazwie Black Bicz. Niestety nie miałem okazji go nabyć, a szybko się rozszedł, więc skusiłem się przynajmniej na Chucka. I nie żałuję. Po przelaniu do szkła moim oczom ukazała się śliczna bursztynowa barwa. Piana umiarkowana, drobnopęcheryzkowa, oblepia drobnymi wysepkami szkło i długo na nim wisi.Pachnie cytrusowo (Citra, Cascade, Chinook), trochę żywicznie (Simcoe),  lekko kwiatowo (Cascade). Piwo nie jest mętne wbrew sugestii morskich opowieści o Kapitanie Chucku, określiłbym je jako niemal klarowne.



W smaku dominują cytrusy, w tle żywica. Przynajmniej na początku, w trakcie ogrzewania coraz więcej żywicy, mniej owoców, tak w aromacie jak i w smaku. Wysycenie średnie, chwilami przyjemnie podszczypuje w język. Mimo solidnych fundamentów - Solipiwko nie wznosił swojego zamku na piasku - w postaci słodów: pale ale, monachijskiego, karmelowego i pszenicznego, trunek nie jest słodowy (16,5% ekstraktu, 6,6%), prezentuje dobre zbalansowanie między wytrawnością, a słodyczą karmelu. Na koniec zostawiłem gorzki finisz, który miał boleć dwa razy, prawie jak ostry kebab. Faktycznie, może jest to 78 IBU, ale słód karmelowy trochę go zakrywa. Jest mocno, jest gorzko na finiszu, ale goryczkę można zaliczyć zdecydowanie do tych przyjemnych, nieściągających, nie zalegających. Czasami bąbelki zostają aż do goryczki co powoduje śmieszne uczucie ostrości na języku. Faktycznie, wysycenie średnie, ale jak na IPA to całkiem spore, zapewne prawdziwym beergeekom będzie przeszkadzać, i wyleją Chucka do zlewu, bo zbeszcześcili szkło, ale jak dla mnie ok. Podsumowując, piwko jest dobre +, bardzo dobre w swoim gatunku. Porównując stylowo do AIPy z Kormorana, którą ostatnio piłem, to Solipiwkowa wariacja jest mocniej wysycyona, bardziej słodowa, mniej chmielona. Ciut gorsza, ale still goooooooood. Już wiem, że to będzie dobry dzień!

poniedziałek, 5 października 2015

Pacific Pale Ale

Pacific Pale Ale
Browar: Artezan
Styl: Summer ale




Tym razem klasyk od Artezana. To piwo jest podobno zawsze dobre, i tak jest w istocie. Klasowe słoneczne ale. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego piwowarzy spod znaku Jeżyka tak zazdrośnie strzegą swojej receptury przed oczami niepowołanych, że nie podają składu na etykiecie, co więcej, nie da się go znaleźć w internecie. A do tego momentu byłem pewien, że w internecie można znaleźć wszystko. Zatem wszystkiego trzeba się będzie domyślić. To do dzieła. W zapachu cytrusy, mandarynki. Dużo amerykańskich chmieli, i może coś nowozelandzkiego. Kolor głęboko bursztynowy, lekko zamętnione. Piana obfira, nie oblepia co prawda szkła na dłużej, ale posiada miliardy drobniutkich pęcherzyków. Wysycenie średnie w kierunku wysokiego, nieźle nagazowane. Raczej wytrawne, nieco wodniste, mało ciała. Mało alkoholu (5%), tego przynajmniej nam nie szczędzili na etykiecie. W smaku cytrusy, pojawia się też mandarynka i w trakcie ogrzewania mango mi wyskoczyło. Z czasem ujawnia się też słodowość, prawdopodobnie słody jęczmienne: pilzneński, pale ale i karmelowy. Wrażenia artystyczne podsumowuje goryczka średnia w kierunku niskiej. Rzekomo 45 IBU, jak dla mnie to prawie jej nie było, dałbytm 30 IBU, między przyzwoitością a litością. Taka raczej jak z american wheata, lekka i krótka. Podkreśla to pijalność piwa, która jest niemożliwa, dawno nie zdegustowałem tak szybko piwa. Zatem jak prezentuje się klasyuk? W formie. Mega pijalne piwko, które doskonale wprowadza w piwną rewolucję i amerykański chmiel. Właśnie dlatego poleciłbym je początkującym, lub osobom które chcą zachęcić swoich znajomych, aby czasem odłożyli Grolsche i Łomże. Nie, nie Żywiec APA. Nie, nie Atak Chmielu. Tylko Pacific..

piątek, 2 października 2015

Double IPA

Double IPA
Browar: Doctor Brew




Oprócz standardowych nowofalowych chmieli Doktorzy sypnęli nam do swojego podwójnego IPA chmiel Summer, który charakteryzować powinien się dużą aromatycznością, nutami słodkich owoców, szczególnie moreli. Tak też jest w rzeczywistości, piwo pachnie słodkimi owocami, własnie mango, morelą, wątki cytrusowe również oczywiście się pojawiąją. Kolorek piękny bursztynek, piana nie należąca do tych z gatunku obfirych, ale bielutka, drobnopęcherzykowa. Lekko zmętnione. W smaku na początku bardzo owocowe, mango i morela oraz egzotyczne cytrusy. Lekka żywica. Dosyć treściwe, pełne, słodowe, niezbyt wytrawne, w końcu 18% ekstraktu robi swoje. Tak samo jak 99 IBU, goryczka mocno kontruje owocowość, jest nawet lekko zalegająca, mimo że grejpfrutowa. Choć oczywiście pije się przyjemnie. Alkohol mocno ukryty pod doznaniami smakowymi. Udane piwo.