środa, 17 lutego 2016

Imperium Prunum

Imperium Prunum
Browar: Kormoran
Styl: Imperial baltic porter




Bardzo sesyjne piwko, polecam, można wyskoczyć na jedno albo pięć i jest spoczko. A tak na serio to równie kozackiej, szlachetnej nuty alkoholowej to chyba jeszcze nie spotkałem. Zwrócę szczególną uwagę na ten aspekt podczas degustacji Samca Alfa, którego buteleczka zerka na mnie baardzo śmiało, zwłaszcza, że woltaż ten sam. Zacznę może od karnego penisa za lak. Jak wejdę w posiadanie takowej naklejki, to przykleję na butelkę, która musi stanąć na regale w celu pachnienia i ładnego wyglądania. Zbigniew Stonoga powiedziałby, że lak w Imperium Prunum to jest jakiś draamaat. I nie miałby tu na myśli gatunku literackiego. Na temat oprawy graficznej nie będę się wypowiadał, kto ma wiedzieć ten wie, kto nie wie ten też już wie. Morska historyjka wujowa jak wypociny dwójkowego gimbusa. Ogólnie butelka jakaś paskudna, czarna, nic nie widać. I ten lak... A co w środku? No dobra, już na poważnie. Świetne piwo, kraftowa ekstraklasa. Bardzo dobry imperialny porter bałtycki. Przy nalewaniu syczy jak pepsi. Wygląda jak pepsi. Ale to nie jest pepsi. Gdyby pepsi miała tak cudowną, rozgrzewającą całe ciało od gardła do koniuszków palców nutę alkoholową... Nie spodziewałem się, że kiedyś coś takiego napiszę, ale... alkohol jest w tym piwie najlepszy. No dobra, mówiłem to już nie raz, przyznaję się bez bicia. Często powtarzałem nawet, szczególnie podczas wieczorów z Czarną Perłą, jak jeszcze była, kiedy oglądaliśmy Piratów z Karaibów. Myślę także, że kiedy w swoim kraftowym życiu dorosnę do degustacji Van Pura 10%, to też mogę coś takiego stwierdzić. Poza wysyceniem mój język zwrócił uwagę na paloność. Bardzo gorzka czekolada oraz paloność to jest to, co dominuje w tym piwie, oczywiście poza grzaniem w przełyk niczym whisky, i nie mam tu na myśli Złotej Lochy, którą mimo wszystko bardzo lubię i szanuję. Dlaczego moje myśli ciągle uciekają od Imperium? Bo to piwo nie jest w zasadzie ani jakoś złożone, ani zaskakujące. Jest kozackie, jednak w ten sposób, którego można się spodziewać. Śliwka obecna bardziej po prostu jako lekkie owoce do wigilijnego kompotu. Może, powtarzam, może (!) przy niektórych łykach czuję wędzoneczkę. Ale nie oszukujmy się, najbardziej intensywnie poczułem ją, kiedy podczas degustacji mi się odbiło. Wracając do myśli przewodniej, tym piwem po prostu należy się raczyć i nie rozkminiać. Coś jak miłość. Jest też w sumie drugi powód, dlaczego moje myśli są delikatnie mówiąc rozbiegane jak oczy Glizdogona. Najebałem się już. Moc w Imperium jest silna.

P.S. Wędzonka jednak jest, faktycznie. Mam wrażenie że przez większość degustacji ukrywała się skutecznie pod płaszczykiem goryczki od paloności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz